Cookie Consent by Privacy Policies Generator website
Menu

Prezydent Macron spoliczkowany podczas objazdu po kraju

Prezydent Macron spoliczkowany podczas objazdu po kraju
Francuscy politycy wyrazili swoją solidarność z prezydentem Macronem podkreślając, że w kraju nie powinno być miejsca na agresję i przemoc. (Fot. Getty Images)
Odbywający podróż po kraju prezydent Francji Emanuel Macron został wczoraj spoliczkowany przez jedną z osób czekających na spotkanie z nim w miasteczku Tain-l'Hermitage. Według stacji BFM TV, policja zatrzymała dwie osoby w związku z incydentem. Był to pierwszy raz w dziejach założonej przez gen. de Gaulle'a V Republiki Francuskiej, gdy spoliczkowany został prezydent Francji.
Reklama
Reklama

W Tain-l'Hermitage na południowym wschodzie Francji Macron odwiedził szkołę przygotowującą do pracy w branży hotelarskiej i gastronomicznej.

Francuska agencja AFP potwierdziła autentyczność krążącego na Twitterze nagrania, na którym widać prezydenta zbliżającego się do grupy osób zgromadzonych za barierkami. Następnie jedna z nich wymierza policzek szefowi państwa i krzyczy: "Precz z Macronią". Ochrona prezydenta odpycha napastnika, a Macron oddala się z miejsca zdarzenia.

Administracja prezydenta przyznała, że doszło do "próby ataku" na Macrona, lecz odmówiła dalszych komentarzy.

Jak informuje Pałac Elizejski, po zdarzeniu prezydent kontynuował wizytę.

Tożsamości mężczyzny, ani motywów jego zachowania na razie nie ujawniono.

Oburzenie tym incydentem wyrazili wszyscy przywódcy partyjni: od przewodniczącej skrajnie prawicowego Zjednoczenia Narodowego (RN, dawny Front) Marine Le Pen do lidera skrajnie lewicowej Francji Nieujarzmionej (LFI) Jean-Luca Melenchona.

Premier Jean Castex, występując wczoraj w Zgromadzeniu Narodowym (niższej izbie parlamentu), wezwał do "zrywu republikańskiego". "Polityka w żadnym wypadku nie może być przemocą, agresją słowną, a tym bardziej agresją fizyczną" – zaznaczył.

Nieco później Christophe Castaner, b. minister SW, obecnie szef grupy parlamentarnej prezydenckiej partii LREM, uznał, że "spoliczkowana została demokracja" i jako pierwszy zapowiedział, że prezydent nie zmieni planu wizyty i "dalej wychodził będzie naprzeciw rodakom".

"To niedopuszczalne" – oświadczyła przywódczyni RN i dodała: "Jestem jego pierwszą opozycjonistką, ale szanuję prezydenta Republiki".

B. premier Edouard Philippe uznał epizod za "symbol przemocy panującej w naszym społeczeństwie".

Sam prezydent kilka godzin później powiedział pośród tłumu, że nie należy dopuścić, by rzadkie czyny brutalnych indywiduów "zawłaszczyły debatę polityczną". Wezwał też do "relatywizacji tego wyizolowanego incydentu", który określił jako "połączenie głupoty z przemocą". Podkreślił konieczność respektowania funkcji prezydenta.

Komentator radia France Info Jean-Francois Achilli nazwał agresję wobec prezydenta 'najwyższą transgresją. "Już nie ma limitów, nie ma szacunku dla nikogo i niczego" – oburzał się i wyraził obawę, że incydent to "złowróżbna zapowiedź nadchodzącej kampanii do wyborów prezydenckich (kwiecień 2022), która może być zdominowana przez przemoc. "Nie ma już żadnych barier" – orzekł.

Prowadzący program w telewizji C-News Pascal Praud nie krył "oburzenia i smutku", stwierdził jednak, że spoliczkowanie prezydenta to "wynik 30 lat rozluźnienia więzów społecznych".

Według polemisty Erica Zammoura trzej ostatni prezydenci Francji – Nicolas Sarkozy, Francois Hollande i sam Emmanuel Macron – "zdesakralizowali funkcję głowy państwa i teraz byle imbecyl myśli, że może rzucać się na prezydenta".

Czytaj więcej:

Prezydent Francji przegrał zakład z youtuberami i musiał zaprosić ich do siebie

    Reklama
    Reklama
    Kurs NBP z dnia 18.04.2024
    GBP 5.0589 złEUR 4.3309 złUSD 4.0559 złCHF 4.4637 zł
    Reklama

    Sport


    Reklama
    Reklama