Pole golfowe w Rio popada w ruinę
Brazylijska metropolia liczyła na to, że po igrzyskach będzie gościć czołowych golfistów świata w zawodach wysokiej rangi. Pole, wybudowane za 19 mln dolarów, zaprojektował słynny amerykański architekt Gil Hanse. Tymczasem bliższa wydaje się perspektywa, że będzie to pierwszy wśród aren olimpijskich "biały słoń".
Gdy w ubiegłym tygodniu odwiedziła obiekt ekipa agencji prasowej AFP, tylko garstka zawodników trenowała na "driving range", zaś samo pole było zamknięte. W budynku klubowym nie było żadnego sklepu, w kawiarni - krzeseł. Pole nie posiada strony internetowej. Nie jest łatwo tam dojechać, ponieważ brakuje tablic informacyjnych, a wjazd nie jest oznakowany. Odstraszają też wysokie ceny: 74 dolary dla Brazylijczyków za "przejście" 18 dołków, dla cudzoziemców - 192 dolary.
Pole zaczęły odwiedzać dzikie zwierzęta. Pojawiły się kapibary (gryzonie wielkości dużego psa), a dziennikarze AFP zauważyli w jeziorze... kajmana.
Brytyjczyk Neil Cleverly z firmy Progolf, odpowiedzialnej za utrzymanie pola, nie otrzymał wynagrodzenia za ostatnie dwa miesiące. "Nikt z nas nie wie, czy będzie jeszcze pracować w grudniu" - dodał.
Prezes Brazylijskiej Konfederacji Golfa Paulo Pacheco poinformował agencję AFP, że firma Progolf "jest do zastąpienia" i że w przyszłości Rio może cieszyć się "jednym z najpiękniejszych pól golfowych na świecie". Obiecał także, że w ciągu 120 dni otwarta zostanie restauracja i że ruszy duża kampania reklamowa.
"Zaczynamy od zera, a to wielki projekt" - dodał Pacheco.