Pasażerowie easyJet uwięzieni na lotnisku przez prawie 3 dni
Samolot miał planowo wystartować we wtorek, 30 lipca, o godz. 15:30. Okazało się jednak, że maszyna ma usterkę. "Inżynier przez ponad sześć godzin próbował ją naprawić. Ostatecznie lot został odwołany, a nas wysłano do hotelu" - relacjonuje w rozmowie z "The Independent" Dawn Parkin, jedna z pasażerek.
Na drugi dzień podróżni wrócili na lotnisko z nadzieją, że w końcu wylecą do Newcastle. Problem w tym, że sytuacja się powtórzyła. Linie poinformowały podróżnych, że "ich samolot czeka na części zamienne, co spowodowało kolejne opóźnienie".
"easyJet przekazał nam, że szykują dla nas samolot zastępczy. W rzeczywistości okazało się, że to ta sama maszyna, a nie zamiennik. Ostatecznie pilot odprawił nas z kwitkiem, gdy wystąpił ten sam błąd" - opowiada Parkin.
Wczoraj, czyli trzeciego dnia koszmaru pasażerów, przewoźnik przeprosił za dalsze opóźnienia, ale zapewnił, że maszyna zastępcza wyląduje na Jersey o godz. 15:13.
"Bardzo nam przykro, że lot EZY6474 został opóźniony. Było to spowodowane problemem technicznym, którego niestety nie udało się naprawić" - poinformowała rzeczniczka easyJet.
"Bezpieczeństwo pasażerów i załogi jest naszym najwyższym priorytetem. Jednak rozumiemy frustrację naszych klientów, którzy mają prawo do odszkodowania zgodnie zgodnie z europejskimi przepisami EU261" - dodała przedstawicielka brytyjskiego przewoźnika.
Samolot ostatecznie wylądował w Newcastle wczoraj o godzinie 17:15, z ponad 48-godzinnym opóźnieniem.