Partia Pracy obiecuje stworzenie publicznej spółki energetycznej
Great British Energy, która ma wzorować się na francuskim koncernie EDF, ma być stworzona z publicznych pieniędzy, ale niezależnie zarządzana, a uzyskiwanie przez nią dochody byłyby reinwestowane w projekty związane z energią odnawialną.
"Nowa firma wykorzysta możliwości czystej brytyjskiej energii, ponieważ jest to właściwe dla miejsc pracy, ponieważ jest to właściwe dla wzrostu, ponieważ jest to właściwe dla niezależności energetycznej" - przekonywał Starmer.
Mówiąc o niezależności energetycznej wskazywał, że brytyjski sektor energetyczny jest w obcych rękach.
"Największa lądowa farma wiatrowa w Walii jest własnością Szwecji, więc z rachunków za energię w Swansea opłacane są szkoły i szpitale w Sztokholmie. Komunistyczna Partia Chin ma udziały w naszym przemyśle jądrowym. A pięć milionów ludzi w Wielkiej Brytanii płaci rachunki firmie energetycznej należącej do Francji" - zauważył lider laburzystów.
Obiecywał, że do 2030 roku Wielka Brytania może stać się "supermocarstwem czystej energii" i podkreślił, że zielona energia i wzrost gospodarczy nie tylko nie są sprzeczne, ale są nierozłączne.
"Przyszłe bogactwo tego kraju jest w naszym powietrzu, w naszych morzach i w naszym niebie. Wielka Brytania powinna wykorzystać to bogactwo i obdzielać nim wszystkich. Brytyjska energia dla Brytyjczyków" - podkreślił.
Starmer zapowiedział też utworzenie państwowego funduszu majątkowego, który będzie inwestował w brytyjski przemysł. "Partia Pracy nie popełni błędu, który torysi popełnili z ropą naftową i gazem na Morzu Północnym w latach 80., gdzie roztrwonili bogactwo naszych narodowych zasobów" - dodał.
Przemówienie Starmera miało miejsce kilka dni po ogłoszonej przez ministra finansów Kwasi Kwartenga obniżce podatków, na której najbardziej skorzystają najlepiej zarabiający i która z racji obaw o jej wpływ na finanse publiczne została fatalnie przyjęta przez rynki finansowe.
Starmer podkreślił, że "aby dać cięcia podatkowe bogatym", konserwatyści doprowadzili do załamania kursu funta i stracili kontrolę nad gospodarką, czego ludzie powinni im "nie wybaczyć i nie zapomnieć".
"Kiedyś pouczali nas o naprawianiu dachu, gdy świeciło słońce. Ale rozejrzyjcie się po Wielkiej Brytanii, oni nie tylko nie naprawili dachu, oni wyrwali fundamenty, rozbili okna, a teraz dla porządku wywalili drzwi" - dodał.
Zaznaczył, że problemy nie kończą się na gospodarce, wskazując na zrzucanie nieoczyszczanych ścieków do rzek i długie kolejki oczekiwania na wizyty lekarskie.
Sytuacja, że po następnych wyborach, które prawdopodobnie odbędą się w 2024 roku, laburzyści faktycznie wrócą do władzy, jest coraz bardziej realna. W opublikowanym na początku tygodnia sondażu ośrodka YouGov uzyskali oni 45 proc. poparcia wobec 28 proc. dla konserwatystów i jest to największa przewaga Partii Pracy od 2001 roku.
Czytaj więcej:
Szefowa brytyjskiego MSZ: Otwarta sprawa, czy Macron jest przyjacielem, czy wrogiem
UK: Opozycyjna Partia Pracy miałaby bezwzględną większość w Izbie Gmin
UK: Halifax i inni pożyczkodawcy wycofują transakcje hipoteczne po spadku wartości funta