Najgorsze wymówki Brytyjczyków, aby wziąć "sick day"
Szacuje się, że urlop na żądanie weźmie dzisiaj 350 tys. pracowników, co będzie kosztować brytyjską gospodarkę ok. 45 mln funtów.
Dlaczego akurat 3 lutego padnie rekord w braniu wolnego na ostatnią chwilę? Zdaniem badaczy, chodzi o wiele czynników.
Część osób, po świątecznym przeanalizowaniu swojego życia, wybierze się na rozmowy kwalifikacyjne. Dla innych jest dziś "zbyt zimno i ciemno, aby wyjść na zewnątrz", a niektórzy "po prostu nie mają na to ochoty".
Jakikolwiek jest tego powód, brytyjscy pracownicy wymyślają naprawdę przeróżne wymówki, aby nie pojawić się w pracy. Kiedy badacze z firmy programistycznej RotaCloud przeanalizowali niektóre z najbardziej absurdalnych wykrętów, znaleźli wszystko - od "Mam Ebolę" po "Zostałem okaleczony przez mewę".
Ktoś nie przyszedł też do pracy, bo - jak przekonywał - "był uczulony na żółty kolor", czyli barwę służbowych T-shirtów. Pracownik skarżył się, że to właśnie przez ubranie "dostał alergii" i zażądał od firmy zmiany kolorystyki.
Za wszelkiego rodzaju choroby winę ponoszą również zwierzęta. Jedna osoba przekonywała pracodawcę, że pies zjadł jej okulary, a bez nich nie może ryzykować podróży do biura.
Uzasadnioną wymówką, aby pozostać w domu, może być całkowita utrata głosu. Jednak nie wtedy, gdy, prosząc o urlop na żądanie, wyraźnie rozmawiasz przez telefon z szefem, jak zrobił to ubiegłym roku jeden z nierozsądnych pracowników.
Czytaj więcej:
Brytyjczycy biorą "sick day", żeby oglądać seriale
Polacy z możliwością wzięcia "urlopu dla znudzonych"?