Mysie odchody i góra śmieci. Tak mieszkała rodzina z dziećmi w Hull
Koszmarny stan opuszczonego w ubiegłym tygodniu domu opisała reporterka "Hull Live" Hannah Robinson.
"Gdy weszliśmy przez frontowe drzwi, zobaczyliśmy (i poczuliśmy) wielkie zaniedbanie. Pierwszym pokojem była jadalnia, wypełniona dziwnymi parami dziecięcych butów i z mętnym akwarium. W toalecie brakowało deski, a odór był tak silny, że wolałeś trzymać się od tego miejsca z daleka" - relacjonowała dziennikarka.
To był jednak początek horroru. W salonie stały brudne sofy, zniszczone drzwi i roztrzaskane meble. Nieruchomość była zaśmiecona od góry do dołu resztkami kebabów, w połowie zjedzonymi paczkami chipsów, butelkami po piwie i niedopałkami papierosów. Wszędzie znajdowały się mysie odchody.
"Najsmutniejsze było to, że na wieszakach w korytarzu wisiały dziecięce płaszcze i szkolne plecaki, co przypominało, że przez żyjących w tym brudzie i nędzy dorosłych, cierpiały również ich dzieci" - zaznaczyła Hannah Robinson.
"W sypialni stało piętrowe łóżko, a na podłodze znajdowało się morze brudnych ubrań dla dzieci i więcej niedopałków. W drugiej sypialni w kącie leżał brudny materac, a na ziemi - porozrzucane na wpół wykończone kolorowanki" - dodała.
Ogród nie był dużo lepszy, z zarośniętą trawą zaśmieconą pustymi puszkami po piwie, gruzem, połamanymi toaletami i zlewami.
Mark McEgan, asystent kierownika ds. mieszkaniowych w radzie Hull, przyznał, że oczyszczenie nieruchomości zajmie ok. sześciu tygodni.
Przy okazji bronił większości lokatorów komunalnych, którzy - jak zaznaczył - szanują swoje domy. "Rocznie przekazujemy ponad 2 300 nieruchomości komunalnych i większość z nich nigdy nie jest później w takim stanie" - podkreślił.