Cookie Consent by Privacy Policies Generator website
Menu

Koronawirus zamienił Nowy Jork w miasto duchów

Koronawirus zamienił Nowy Jork w miasto duchów
Zauważyć można tylko pojedynczych przechodniów, choć często nie ma tam żywej duszy. (Fot. Getty Images)
Pandemia koronawirusa odmienia krajobraz Nowego Jorku - miasta, 'które nigdy nie śpi'. Widać to na każdym kroku, poczynając od Times Square. Na tym słynnym placu zazwyczaj trudno przebić się przez tłum, ale sytuacja zmieniła się diametralnie i okolica wygląda jak pustynia.
Reklama
Reklama

Zauważyć można tylko pojedynczych przechodniów, choć często nie ma tam żywej duszy. Także ruch samochodowy niemal ustał.

Iskrzące się zwykle tysiącami kolorów natarczywe reklamy nie zniknęły całkowicie, jednak wiele z nich zastępują wezwania, by myć ręce i nie wychodzić z domów.

Nie do poznania zmieniła się sytuacja w nowojorskim metrze, którego przystanki zwłaszcza w godzinach szczytu oblegały tysiące ludzi, a nieraz trudno było się dostać do wagonów. Pomimo, że w ramach restrykcji metro kursuje o wiele rzadziej, jest wyludnione, a w wagonach jeździ po kilka osób.

Zamknięte są sklepy i biura, które nie są niezbędne dla funkcjonowania miasta. Naukę w szkołach zastąpiło zdalna edukacja. Spotkania towarzyskie wyparły komunikatory internetowe.

Kolejki można dostrzec w większych supermarketach z żywnością. Aby ułatwić życie seniorom niektóre sklepy wprowadziły tylko dla nich specjalne godziny.

Na ulicach nie ma wielu ludzi, a ci, którzy się pojawiają, noszą maseczki - nawet, kiedy wychodzą na chwilę na spacer z psem czy udają się do samochodu. Maseczki były wcześniej w mieście zjawiskiem prawie nieznanym i zakładali je z rzadka Azjaci lub pracownicy budowlani.

Kiedyś maseczka kosztowała w hurcie ok. 35 centów, a w sklepie dolara. Teraz kiedy zniknęły z dużych sieci aptek, trafiają czasem do małych, które żądają 15 dolarów lub więcej za sztukę.

Brakuje przede wszystkim maseczek chirurgicznych i typu N95 dla pracowników służby zdrowia. Media nawołują, by ludzie przekazywali je w darze lekarzom i pielęgniarkom ratującym chorych w szpitalach.

Tak wygląda dzisiaj Times Square, gdzie zazwyczaj trudno przebić się przez tłum. (Fot. Getty Images)

Nowojorczycy od nasilenia groźby terroryzmu zachęcani są, by informować władze, jeśli zobaczą coś podejrzanego. Z nastaniem epidemii zmienił się jednak charakter skarg. Jeśli 28 marca, tuż po ogłoszeniu nakazu zachowania dystansu społecznego, nikt w tej sprawie nie dzwonił pod numer 311, pod który można składać zażalenia, to już dwa dni później według "New York Times" było 776 telefonów.

W styczniu i lutym odnotowano łącznie 251 skarg na personel sklepów z żywnością, ponieważ któryś z pracowników był chory lub dotykał towarów gołymi rękami. W marcu pod numer 311 dzwoniło w tej sprawie 358 osób.

Znacznie więcej nowojorczyków narzeka na sąsiadów. Liczba skarg dotyczących zbyt głośnej muzyki lub hałaśliwych przyjęć wzrosła z 13 tys. w lutym do blisko 17 tys. w marcu.

Z nastaniem epidemii zmienił się jednak charakter skarg zgłaszanych na policję. (Fot. Getty Images)

Osobliwym skutkiem drastycznego rozprzestrzenienia się pandemii był incydent odnotowany w środę przez policję w dzielnicy Bronx. Funkcjonariusze postrzelili mężczyznę uzbrojonego w nóż i prawdopodobnie pistolet, ponieważ, jak twierdzą, groził im i nie dostosował się do wezwania o odłożenie broni.

Przesłuchiwany później w szpitalu 55-latek zeznał, że zachorował na Covid-19 i miał nadzieję, że policjanci go zabiją.

Czytaj więcej:

W USA testy na koronawirusa bez wychodzenia z auta

Trump uspokaja: "Kryzys związany z koronawirusem wkrótce się zakończy"

"Apokaliptyczna" sytuacja w nowojorskim szpitalu

Ekspert: Koronawirus może zabić nawet 200 tys. Amerykanów

WHO: Wkrótce będzie ponad 1 mln osób zakażonych Covid-19

    Reklama
    Reklama
    Kurs NBP z dnia 28.03.2024
    GBP 5.0474 złEUR 4.3191 złUSD 4.0081 złCHF 4.4228 zł
    Reklama

    Sport


    Reklama
    Reklama