Chcesz polecieć na Wyspy? Udowodnij, że znasz polski
Do kuriozalnej sytuacji doszło w punkcie odprawy easyJet.
"W drodze z Włoch do Wielkiej Brytanii, po okazaniu polskiego paszportu, zostałam poproszona o udowodnienie, że jestem Polką. Musiałam przedstawić drugi dokument i przetłumaczyć zdanie podsunięte przez personel" - napisała na Twitterze pani Agata, która pracuje na Wyspach.
"Wyjaśniono mi, że Wielka Brytania wymaga tego w związku z dużą liczbą sfałszowanych dokumentów z krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Taka polityka linii jest bardzo niepokojąca" - dodała.
Kobieta nie pamięta dokładnie, co to była za fraza, ale dotyczyła dokumentów podróży. "Z czymś takim spotkałam się po raz pierwszy. Zgodnie z prawem, nie byłam zobligowana ani do tłumaczenia, ani do posiadania drugiego dokumentu. Zastanawiam się, co by się stało, gdybym go nie miała" - zaznaczyła.
Okazuje się jednak, że przypadek Polki nie jest odosobniony. Na Twitterze internauci dzielili się podobnymi doświadczeniami. Wśród nich był Portugalczyk, który na lotnisku w Wielkiej Brytanii musiał przetłumaczyć zdanie na swój język.
Pod wpisem pani Agaty nie zabrakło żartobliwych komentarzy. "Jestem przekonany, że twoje tłumaczenie było doskonałe, ale skąd obsługa brytyjskich linii mogła wiedzieć, o czym mówisz?" - napisał Gyorgy Schopflin.
Zdaniem specjalistów, stosowanie takich procedur jest niezgodne z prawem i przepisami UE.
Co na to linie lotnicze? "Pasażerowie mogą być wyrywkowo poproszeni o okazanie drugiego dokumentu podróży. Jest to w pełni zgodne z rekomendacjami i wytycznymi ze strony władz narodowych. To samo tyczy się tłumaczenia zdań" - wyjaśniła rzeczniczka easyJet.