Cookie Consent by Privacy Policies Generator website
Menu

Budziński: To romantyczna historia windsurfingu

Budziński: To romantyczna historia windsurfingu
Żeglarskie mistrzostwa świata w klasie Raceboard już 8 czerwca w Sopocie (Fot. Facebook/Raceboard Windsurfing)
Około 100 zawodników z 14 krajów weźmie udział w żeglarskich mistrzostwach świata w klasie Raceboard, które 8 czerwca rozpoczną się w Sopocie. 'Dla mnie ta klasa utożsamia romantyczną historię windsurfingu' - stwierdził były mistrz Polski Roman Budziński.
Reklama
Reklama

"Raceboard to stara i bardzo popularna kiedyś klasa. W mistrzostwach kraju rywalizowało w niej ponad 100 zawodników, podczas kiedy w ubiegłym roku w Gdańsku w olimpijskiej klasie RS:X ścigało się niespełna 30 deskarzy" - dodał Budziński, który w inauguracyjnym krajowym championacie w 1991 roku w Pucku był trzeci, a w dwóch kolejnych latach, także w Pucku i we Władysławowie, wywalczył złote medale.

Historia Raceboard sięga początku lat 90. kiedy ISAF postanowił, że w igrzyskach w Barcelonie w 1992 roku żeglarze po raz ostatni rywalizować będą w klasie Lechner A-390.

"Lechner to deska okrągłodenna, przypominająca kształtem przeciętą na pół rynnę. Na świecie była natomiast tendencja, że wszyscy pływali na deskach z płaskim dnem. Dlatego też ISAF ustalił określone parametry dla nowej klasy, którą nazwał Raceboard. Dotyczyły one powierzchni żagla, długości i szerokości deski, jej wagi i wielkości statecznika. Firmy miały do tej klasy produkować sprzęt i rozpoczęła się sportowa rywalizacja. W pewnym momencie była to najpopularniejsza klasa na świecie, bo wszyscy się do niej przesiedli" - wspomniał.

Medalista mistrzostw Polski podkreślił, że Raceboard był klasą zamkniętą, ale w otwartej formule. Oznacza to, że deska miała wartości graniczne, których nie wolno było przekroczyć, jednak w dozwolonym przedziale można było stosować różne parametry.

"Powierzchnia żagla nie mogła być większa niż 7,5 metra, chociaż teraz powiększyli ją do 9,5. Zawodnicy pływali też na deskach różnej długości, np. 370 bądź 360 cm i wyporności np. 250 i 235 litrów. Sprzęt dostarczało wielu producentów, który stosowali różne materiały, deski miały też zmienny kształt. Po dwóch latach testów i sportowej weryfikacji ISAF uznał, że najlepszą, czyli najmocniejszą, najbardziej trwałą i przystępną cenową konstrukcją charakteryzuje się Mistral One Design" - przypomniał.

Właśnie w Mistralu rywalizowali windsurfingowcy w trzech kolejnych igrzyskach od 1996 do 2004 roku - w Atlancie, Sydney oraz Atenach.

"Mistral to klasa monotypowa, czyli zawodnicy pływali na identycznym sprzęcie produkowanym przez jedną firmę. Taki wybór ISAF sprawił, że Raceboard znacznie stracił na znaczeniu, bo naturalną konsekwencją takiej decyzji było przejście większości zawodników do klasy olimpijskiej. W pewnym momencie ta klasa znalazła się w sporym kryzysie, ale powoli się odradza. Jest szczególnie popularna wśród starszych żeglarzy, Mastersów i Grand Mastersów, którzy pamiętają początek lat 90." - zauważył.

Były trener kadr młodzieżowych Polskiego Związku Żeglarskiego, który obecnie prowadzi w Sopocie sklep żeglarski i serwis narciarski, zaznaczył, że RS:X stawia znacznie większe wymagania niż Raceboard - zwłaszcza fizyczne oraz finansowe, przez co nie wszyscy mogą pozwolić sobie na uprawianie windsurfingu w klasie olimpijskiej.

"Obecny sprzęt jest bardzo drogi, bo na jego zakup trzeba przeznaczyć minimum pięć tysięcy euro, podczas kiedy przyzwoitą deskę w Raceboardzie można było nabyć za tysiąc. Poza tym wiele osób, jako zawodnicy fabryczni, ja byłem w teamie F2, w ramach reklamy otrzymywaliśmy od konkurujących ze sobą producentów sprzęt za darmo" - przypomniał.

RS:X stawia ogromne kryteria wydolnościowe, natomiast Raceboard preferuje żeglarzy technicznych. "W tej ostatniej klasie trasy były tak ustawione, że nie wymagały wyczerpującego treningu kondycyjnego. Raceboard był otwarty i przyjemny dla ludzi. Dla mnie jest on romantyczną historią windsurfingu" - skomentował.

W Raceboardzie polscy reprezentanci mogą poszczycić się sporymi sukcesami - cztery tytuły mistrza świata wywalczył Maksymilian Wójcik (SKŻ Ergo Hestia Sopot). W 1993 roku po swój pierwszy medal w seniorskim gronie sięgnął również Przemysław Miarczyński (SKŻ), który 19 lat później zajął trzecie miejsce w igrzyskach olimpijskich w Londynie.

"Przemek miał wtedy 14 lat. Ostatniego dnia mistrzostw Polski zaplanowano dwa starty i podczas pierwszego z nich złamał bom. Regulamin był taki, że dyskwalifikacja w dwóch wyścigach oznaczała nie ukończenie regat. Ja byłem w takiej sytuacji, że w przypadku zwycięstwa w przedostatnim wyścigu miałbym zagwarantowany złoty medal i nie musiałbym brać udziału w ostatniej próbie" - wyjaśnił.

"Podpłynąłem do Przemka, który w sportowej złości i bezsilności uronił łzę. Powiedziałem mu: Nie płacz, chwyć się chorągiewki i czekaj na mnie. Jeśli wygram, dam ci swój sprzęt. I tak się stało. Miarczyński popłynął na moim bomie, wygrał ostatni wyścig, dzięki czemu stanął na najniższym stopniu podium" - podsumował Roman Budziński.

    Reklama
    Reklama
    Kurs NBP z dnia 19.04.2024
    GBP 5.0615 złEUR 4.3316 złUSD 4.0688 złCHF 4.4787 zł
    Reklama

    Sport


    Reklama
    Reklama