2. rocznica śmierci Pawła Adamowicza: "Słowo może zabić"
Mijają dwa lata od tragicznej śmierci wieloletniego prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Znów płoną znicze ustawione w kształt serca, które oświetlają kładzione obok róże. Ponownie wybrzmiał utwór "The Sound of Silence", który stał się hymnem tamtego stycznia. Znów padają pytania, czy ta śmierć zmieniła Polaków, czy w jakikolwiek sposób zmieniła życie społeczne.
Wczoraj wieczorem, obok Katowni przy tablicy upamiętniającej tragedię, hołd zmarłemu samorządowcowi oddali jego bliscy – żona Magdalena, córki Antonina i Teresa, brat Piotr. W uroczystości uczestniczyli też m.in. samorządowcy – prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz, prezydent Sopotu Jacek Karnowski, a także przewodniczący Platformy Obywatelskiej Borys Budka.
"Dwa lata temu Gdańsk stracił prezydenta, wielu z was sąsiada, szefa. Nasze córki straciły najwspanialszego na świecie ojca. Jestem żoną, której 2 lata temu zabrano miłość życia. Jestem kobietą, której ta strata dała siłę i determinację – aby to zło przekuć w dobro. Dla Gdańska i dla Polski" – przekazała Magdalena Adamowicz.
Dodała, że Polacy muszą zrobić wszystko, by z tej tragedii wyciągnąć lekcję. "Ludzie giną, bo nie rozumieją, że słowo może zabić. Dwa lata temu słowo zabiło tu w Gdańsku – zabiło mojego męża, prezydenta, waszego przyjaciela i bardzo dobrego człowieka. Z Gdańska, musi popłynąć sygnał, że nienawiść nie może być orężem walki politycznej, bo taka polityka, takie działanie staje się narzędziem zbrodni" – podkreśliła.
Podczas uroczystości głos zabrał także brat zamordowanego prezydenta Gdańska Piotr Adamowicz. Dziękował gdańszczanom za wsparcie w trudnych dla jego rodziny chwilach. Przypomniał też o zbiórce podpisów pod apelem wzywający do zakończenia śledztwa i rozpoczęcia procesu w sprawie zabójstwa Pawła Adamowicza.
"W ciągu doby udało nam się zebrać już około 10 tys. podpisów. Ta sprawa musi znaleźć swój finał w sądzie. Polski sąd musi zadecydować, kto był winny. Do momentu, kiedy niezawisły sąd nie wyda wyroku, moja żałoba nie zakończy się – zapewnił.
Prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz podkreśliła, że śmierć jej poprzednika "wciąż wydaje się nierealna". Dodała, że nie ma praworządności i demokracji bez prawdy i odpowiedzialności.
Nieduża manifestacja w drugą rocznicę ataku na prezydenta Gdańska odbyła się również w stolicy, przed siedzibą Telewizji Polskiej na placu Powstańców Warszawy. Jej uczestnicy trzymali transparenty z nazwiskiem Adamowicza zapisanym w stylu loga Solidarności. Przed banerem z hasłem "TVoja wina. Solidarni z Gdańskiem" ułożono serce ze zniczy. Podczas manifestacji wspominano prezydenta Adamowicza i krytykowano TVP, zarzucając jej kłamstwa. W okolicy ustawione były grupy policjantów.
13 stycznia 2019 r. prezydent Gdańska Paweł Adamowicz został ciężko raniony nożem przez Stefana W. podczas miejskiego finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Samorządowiec w bardzo ciężkim stanie trafił do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego, gdzie zmarł następnego dnia. Pogrzeb odbył się 19 stycznia w bazylice Mariackiej. Urna z jego prochami spoczęła w kaplicy św. Marcina.
Adamowicz był prezydentem miasta od 1998 r., a w latach 1994-1998 był przewodniczącym Rady Miasta Gdańska. Miał 53 lata.
Tuż przed atakiem nożownika powiedział do zebranych przed sceną: "Gdańsk jest szczodry, Gdańsk dzieli się dobrem. Gdańsk chce być miastem solidarności. To jest cudowny czas dzielenia się dobrem. Jesteście kochani. Gdańsk jest najcudowniejszym miastem na świecie".
Czytaj więcej:
Atak terrorystyczny w Wiedniu. Nie żyją 4 osoby
Parlament Europejski zaniepokojony stanem wolności mediów w UE
Donald Trump postawiony w stan oskarżenia za "podżeganie do powstania"