Razem przy jednym kociołku sera
Sery pokrojone w kostkę roztapia się w winie na średnim ogniu i okrasza przyprawami. Danie przygotowuje się w kamionkowym kociołku lub innym o grubym dnie. Kociołek z fondue stawia się na podgrzewaczu. I wtedy zaczyna się najlepsze! Biesiadnicy nabijają na swój widelec kostkę chleba i maczają ją w masie serowej.
Zdaniem psychologa Charlesa Spence’a, ta potrawa świetnie pasuje do naszych czasów, kiedy w kuchni staramy się robić wszystko samemu. Zanurzenie łyżki w serowej masie daje nam złudzenie, że sami przygotowaliśmy to danie, dzięki czemu smakuje nam ono bardziej – wyjaśnia w artykule opublikowanym w "International Journal of Gastronomy and Food Science”.
Już wcześniej norwescy naukowcy dowiedli, że na pozytywny ocenę smaku przez konsumenta wpływ ma to, że sam przyrządził potrawę. Nawet, jeśli gotowanie ogranicza się wyłącznie do mieszania potrawy, to i tak domorosły kucharz ocenia danie, jako smaczniejsze.
Zebranie się wokół bulgoczącego sera w garnku ma też funkcję terapeutyczną. Zbliża do siebie biesiadników, zachęca do rozmowy. Psycholodzy zgodni są w tym, że jedzenie nie służy nam jedynie do zaspokojenia potrzeb fizjologicznych.
Co ciekawe, wystarczy, że podczas posiłku obok nas jest chociaż jedna osoba, a nasze spożycie wzrośnie o 35 proc. w porównaniu do tego, ile zjedlibyśmy samotnie. A gdy przy stole siedzi większa grupa, ten wskaźnik wzrasta do 75 proc.
Pracujący na Uniwersytecie Oksfordzkim Charles Spence, stworzył dyscyplinę naukową nazywaną "gastrofizyką”. Bada nasze zachowania przy jedzeniu odnosząc się psychologii i wiedzy o układzie nerwowym. W Polsce ukazała się jego książka "Gastrofizyka”.