Magdalena Cielecka nie marzy o Hollywood...
"Nigdy takich marzeń nie miałam. Od zawsze, od samego początku byłam bardzo zajęta, bardzo w sumie zaangażowana i usatysfakcjonowana w swoim kraju" - wyznała Cielecka. "Nie miałam nawet czasu pomyśleć, że może trzeba byłoby gdzieś wyemigrować. Ale też nie miałam powodów" - dodała aktorka, która obecnie przebywa w Nowym Jorku na Festiwalu Filmów Polskich.
W programie 13 edycji imprezy znalazły się dwa filmy, w których występowała: "Córki dancingu" oraz "Stany zjednoczone miłości".
"Nie doznałam nigdy rozczarowania ze strony tego zawodu, żeby myśleć, że trzeba spróbować sił gdzie indziej. A teraz jest po pierwsze zwyczajnie na to za późno, a po drugie nie chcę rezygnować i tracić tej pozycji, na którą zapracowałam w Polsce na rzecz jakieś niewiadomej, jakiegoś ryzyka" - wskazała Cielecka.
Jak dodała, przyjemnie jest być turystką w świecie, przyjemnie jest podróżować i prezentować swoją pracę teatralną czy filmową za granicą. Pracować będzie jednak już do końca w swoim kraju.
W nawiązaniu do odbioru "Stanów zjednoczonych miłości" w reżyserii Tomasza Wasilewskiego, którego bardzo komplementowała, aktorka zauważyła, że widownia zagraniczna odbiera film nieco inaczej niż w Polsce.
"Amerykańskiej publiczności jesteśmy mniej znani. Polskie kino odbiera się bez kontekstu, choćby aktorskiego. Nikt nie patrzy przez pryzmat, kto gra jakąś rolę, jak ją gra i nie porównuje do poprzednich ról. Widzi natomiast jakąś rzeczywistość, opowieść filmową i może w nią łatwiej wejść" - wyjaśniała.
Jak podkreśliła aktorka na odbiór filmu poza Polską, nie wpływa tło polityczne. Jest on bowiem ponadczasowy. Osadzony w czasie transformacji systemu wprost o tym nie mówi.
"Nie rozlicza się z przeszłością, nie pokazuje walki o obalenie komuny. Nie pokazuje nawet do końca wejścia Polski w demokratyczny system. Pokazuje tylko wycinek emocji czterech kobiet w tamtym czasie. Jest to bardzo uniwersalne" - argumentowała Cielecka.