Literówka w tatuażu Orlando Blooma
"Sorki, ale tu bez dwóch zdań jest napisane Frynn" – zauważa jedna z internautek. "Tak jest, brakuje drugiej kropki dla l": – wtóruje jej inny użytkownik Instagrama. Podobnego zdania są inni komentujący. "Podoba mi się ten pomysł, a tatuaż jest piękny, ale jeśli to rzeczywiście jest alfabet Morse’a, to napisano tu Frynn, a nie Flynn"; "Ile bym nie patrzyła na ten tatuaż, to cały czas widzę Frynn. Tak czy siak świetny pomysł. Nigdy bym nie wpadła na zrobienie tatuażu z alfabetu Morse’a" – czytamy.
Sprawę postanowiła sprawdzić redakcja jednego z serwisów internetowych. Jeden z zapytanych ekspertów, Roy Henrichs uważa, że Bloom zażartował sobie ze wszystkich, a jego tatuaż najwyraźniej nie oznacza nic. "To tylko seria kropek i kresek położonych pomiędzy dwoma długimi kreskami. Uważam, że to tylko kreacja artystyczna. Między literami powinny być przerwy, a tutaj takich nie ma" – komentuje.
Inny z ekspertów, Paul Reuvers, dodaje: "Bez dwóch zdań nie jest to Flynn. Gdyby tak miało być, potrzebna byłaby jeszcze jedna kropka. Szczerze mówiąc, bez przerw między literami trudno jest czytać alfabet Morse’a. Moim zdaniem, to przypadkowy ciąg znaków".
Na oryginalną literówkę popełnioną przez Blooma (a dokładniej przez jego tatuażystę) wskazuje też internetowy tłumacz alfabetu Morse’a. Według jego translacji, tatuaż aktora należy czytać jako "Frynn".