Johnny Depp uważa, że jego karierę zniszczyło zbyt szybkie osądzenie go
Gdy była żona Johnny’ego Deppa, Amber Heard ujawniła, że aktor znęcał się nad nią fizycznie i psychicznie, jego dalsza kariera stanęła pod znakiem zapytania. Uwielbiany niegdyś przez widzów i szanowany w branży gwiazdor "Piratów z Karaibów" natychmiast zyskał w środowisku filmowym status persona non grata.
Po przegranym procesie o zniesławienie z brytyjskim tabloidem "The Sun", który w jednym z artykułów nazwał go "damskim bokserem", Depp stracił rolę czarodzieja Grindelwalda w popularnej serii "Fantastyczne zwierzęta" i został odsunięty od innych wysokobudżetowych produkcji. Niedawno odniósł jednak pierwszy sukces w ciągnącej się od lat sądowej batalii z ekspartnerką – sąd zdecydował, że Heard, która deklarowała przekazanie otrzymanego od byłego męża wielomilionowego zadośćuczynienia na cele charytatywne, musi udowodnić, że wywiązała się z tej obietnicy.
Czy Depp zdoła podnieść się z upadku i na nowo zaskarbić sobie sympatię reżyserów i widzów? To się dopiero okaże. Skompromitowany aktor z całą pewnością może jednak liczyć na wsparcie niektórych branżowych organizacji. W sierpniu ogłoszono, że otrzyma on nagrodę honorową Donostia na festiwalu filmowym w San Sebastian. Organizatorzy bez wątpienia nie starają się unikać kontrowersji – w minionym roku festiwal otworzył wszak nowy obraz Woody’ego Allena, wielokrotnie oskarżanego przez przybraną córkę o molestowanie seksualne.
Decyzja o przyznaniu Deppowi wyróżnienia spotkała się ze spodziewaną krytyką hiszpańskich filmowców. "To bardzo źle świadczy o festiwalu. I wysyła w świat okropne przesłanie" – skomentowała sprawę Cristina Andreu, przewodnicząca Hiszpańskiego Stowarzyszenia Filmowców i Mediów Audiowizualnych.
Okryty złą sławą aktor podczas swojej wizyty w San Sebastian nie uniknął pytań dziennikarzy o nadszarpniętą reputację, która niemal kosztowała go karierę. Depp jest przekonany, że padł ofiarą tzw. "cancel culture", czyli w wolnym tłumaczeniu "kultury unieważniania". Zjawisko to uznawane jest za współczesną formę ostracyzmu – na skutek popełnionego błędu czy wygłoszenia kontrowersyjnej opinii dana osoba zostaje uznana za niegodną szacunku i uwagi, a jej dorobek nagle przestaje się liczyć.
"To trwa od dłuższego czasu, ten osobliwy pęd ku osądzaniu innych w oparciu o plotki, które są jak zanieczyszczenie powietrza. Myślę, że to całkowicie wymknęło się spod kontroli. Wystarczy jedno zdanie, jeden zarzut i cię nie ma. To przytrafiło się nie tylko mnie, doświadczyło tego wielu ludzi" – stwierdził aktor podczas festiwalowej konferencji prasowej. Według Deppa, ofiarą kultury unieważniania może paść każdy. "To zaszło tak daleko, że absolutnie nikt nie jest bezpieczny. Może to spotkać każdego, gwarantuję wam" – skwitował.