Jeremy Clarkson zdradził, w jakim kraju został związany, pobity i... obsikany
"Wiele lat temu na innej greckiej wyspie spędzałem wieczór w mieście ze swoją dziewczyną. W barze zaczepił ją obrzydliwie wyglądający grecki yobbo (slangowe określenie prymitywnego człowieka - przyp. red)" - opowiada Clarkson wdał się z owym „prymitywem" w pyskówkę, w wyniku której kilku osiłków wyprowadziło go przed bar. Został poobijany, a w później związany. "Kiedy leżałem bezradnie na ulicy, sikali na mnie" - dodaje prezenter.
Jakoś się jednak pozbierał i razem z partnerką oraz parą towarzyszących im przyjaciół ruszył samochodem do domu, który wynajmowali.
"To jednak nie koniec historii, ponieważ Grecy, którzy mnie pobili, wskoczyli na swoje potężne, japońskie motocykle sportowe i ruszyli w pościg" - kontynuuje Clarkson. W pewnym momencie prezenter wjechał w ślepą uliczkę. Uciekinierzy musieli porzucić auto i chować się w bramach. "W końcu znaleźliśmy budkę telefoniczną i zadzwoniliśmy na policję, która przybyła w ciągu kilku minut" - zaznacza.
Koniec problemów? Okazało się, że nie, bo znów pojawili się napastnicy i doszło do kolejnej szarpaniny. "A potem, co zadziwiające, mój kolega i ja zostaliśmy aresztowani za lżenie greckiej flagi"- wyjaśnia. Napastnicy po prostu odjechali, partnerki zwolniono do domu, ale – jak dodaje Clarkson – on i jego towarzysz zostali poddani kolejnym szykanom. Kazano im pchać radiowóz pod górkę. "W pewnym momencie wymieniliśmy spojrzenia, przestaliśmy pchać i daliśmy nogę" - kończy tę historię. I dodaje, że od tamtej pory żywi głęboką nieufność do wszystkiego, co robi lub co twierdzi grecka policja.