Flambirowanie, czyli kuchnia w ogniu
Z metodą flambirowania możemy zetknąć się w ekskluzywnych restauracjach. Ma ona zrobić wrażenie na gościach, którzy obserwują poczynania kucharza. Flambirowanie pochodzi od francuskiego słowa "flambe", czyli 'płonący".
Alkohol, którym potraktujemy pogrzane jedzenie, wypala się błękitnym płomieniem. Możemy to podziwiać zazwyczaj nie dłużej niż dwie minuty. Do flambirowania nie nadają się piwo, szampan i wino, sprawdzą się natomiast trunki o zawartości alkoholu na poziomie 40 proc.
A czy flambirowanie niesie ze sobą coś więcej niż show? "Powoduje szybkie spalenie cukru, który znajduje się w mięsie, warzywach, owocach, dzięki czemu uzyskujemy bardzo przyjemny smak i lekko dymny zapach" – wyjaśnia znany kucharz Michał Bałazy, który niedawno w Muzeum Polskiej Wódki prowadził dla dziennikarzy warsztaty kulinarne z wykorzystaniem wódki. Gotowa potrawa nie zawiera już w sobie alkoholu – ten uległ spaleniu. Zostaje natomiast to, co najcenniejsze, czyli aromat i smak trunku.
Bałazy radzi kulinarnym pasjonatom sprawdzić przed flambirowaniem, co znajduje się nad ich patelnią, by nie spowodować pożaru. "Jeśli są tam jakieś plastikowe elementy, to trzeba uważać, bo płomień potrafi dojść nawet do dwóch metrów - w zależności od tego, jak rozgrzany jest tłuszcz i alkohol oraz jak mocny jest trunek. W przypadku wysokich destylatów spirytusowych musimy zachować szczególną ostrożność" – ostrzega kucharz.