Cookie Consent by Privacy Policies Generator website
Menu

Podróż za milion zdjęć: Macau i... "po macao"

Podróż za milion zdjęć: Macau i...
Toaleta (dla niepełnosprawnych) pozwoliła mi ochlastać się w całości ciepłą wodą, umyć głowę i nawet wysuszyć włosy (wielką suszarką do rąk). Automat z darmową wrzącą wodą zaparzał mi kawę, a ja w tym czasie wrąbałem kilka kanapek z konserwami i chlebem tostowym.
Reklama
Reklama

3 miesiące pracy w Londynie, 7 miesięcy podróży za jedną wypłatę - wszystko jest możliwe! Historia Tomasza Dworczyka ma na celu inspirowanie innych do... wzięcia wyjątkowego urlopu!

Opowieść rozpoczyna się dwa lata temu, jeszcze w Polsce. Zmęczony ciężką pracą w korporacjach, zbierając pieniądze na wymarzony urlop poczuł, że coś w nim pękło. Ile by nie pracował i ile by nie zarabiał, to i tak pieniądze rozchodziły się gdzieś - a to rachunki, a to dojazdy czy podatki... Starczało ledwo na wypad za miasto. Kiedy zapytał szefa o urlop i usłyszał, że w tym terminie nie może nigdzie pojechać, miarka się przebrała - i tak zaczęła się przygoda, a właściwie urlop życia pochodzącego z Koluszek Tomasza Dworczyka. Zobacz, jak to się zaczęło...

Gotowy na pierwsze wejście w teren! Zaczynał się nowy dzień, a ja nadal miałem 50$ w kieszeni!

Na parkingu wybrałem najbardziej luksusowy autokar, który zawoził gości do pięciogwiazdkowego hotelu “Venecia”.

I tak pierwsze co odwiedziłem w azjatyckim Las Vegas było drugie co do wielkości, największe kasyno na świecie!

Wnętrza ociekające złotem i kryształami oślepiały mnie bardziej niż słońce w samo południe na Filipinach! Cały budynek we włoskim stylu: od kolumn, rzeźb i dywanów, aż po malowidła na ścianach i sufitach. Cała Kaplica Sykstyńska skopiowana na suficie w głównym lobby! Hotel otoczony kanałami jak w Wenecji, a tam gondole. Nawet Plac St. Marco z charakterystyczną wieżą, zrobiony był tu z jeszcze większym pietyzmem niż oryginał.

Wszędzie ludzie w garniturach, sukniach balowych lub tradycyjnych chińskich strojach, a wokół nich biegająca hotelowa służba w mundurach! No i byłem też ja...
Chłopaczek z polskiej wsi, w spodniach moro, butach deskorolkowcyh, pogniecionej koszuli i osiemdziesięciopięciolitrowym plecaku pełnym rupieci.

Zwiedzałem kolejne piętra, fontanny i pokazy świateł, a wszystko to wiodło prosto do kasyna.
Szyta złotą nicią czapka kolesia, który otwierał mi drzwi, była więcej warta niż wszystko co miałem ze sobą. Wliczając w to aparat, kamerę i laptopa.


Z ludźmi nie było kontaktu wzrokowego. Wszystkie spojrzenia zaczynały się od stóp, a kończyły na szyi, bo każdy każdego wyceniał na podstawie tego ile pieniędzy “na siebie założył”.

Na stołach walały się pieniądze i to w dziesiątkach tysięcy dolarów. Podszedłem do rejestracji, żeby dostać kartę członkowską. Wyrobienie jej jest darmowe, a jej posiadanie oznacza dostęp do darmowych soków, wody i kawy. Słyszałem też o bonusach dla nowych gości, była więc szansa, że będę mógł zagrać w kasynie, nie wydając ani grosza.

Podczas gdy obsługa skanowała mój paszport, ja obserwwowałem stół do ruletki, gdzie pan w błyszczącej marynarce postawił 10 tysięcy dolarów na czarne, a wypadło... czerwone.


Ledwie zdążyłem odebrać paszport, a ten sam jegomość postawił dwa razy tyle tym razem na polu czerwonym. I wypadło: czarne. Z pokerową twarzą podał kartę kredytową krupierowi mówiąc:
– Jeszcze jeden zakład proszę.
Po czym krupier przesunął w jego stronę 50 tysięcy dolarów w żetonach o nominale 1000$ każdy.
Za dwa takie żetony podróżowałem przez rok czasu, realizując marzenia jedno po drugim w każdym odwiedzonym kraju. A teraz? Do szczęścia potrzebny mi tylko jeden taki żeton, aby kupić nowy aparat fotograficzny. No chyba, że uda mi się sprzedać 1000 zdjęć po dolarze.

Kolejne zakręcenie ruletki i gościu odzyskał 20 tysięcy dolarów utraconych w poprzednich rundach. Na twarzy nadal żadnych emocji. Ani radości z wygranej, ani zawodu z powodu przegranej. No cóż, niektórzy ludzie są tak biedni, że posiadają TYLKO pieniądze...

Ja za to zacząłem skakać ze szczęścia, bo okazało się, że coś wygrałem! Podczas rejestracji, zakręcili wirtualnym kołem, które zatrzymało się na polu RESTAURACJA!


Stoję więc ja sobie w tym kasynie, z reklamówką zupek chińskich w jednej ręce oraz reklamówką konserw i wystającym chlebem tostowym, w drugiej...
Nie zdążyłem dobrze wejść do kasyna, a już wygrałem... obiad! A chciałem tylko przejechać się po mieście i porobić zdjęcia architektury!

Minęła godzina pobytu w Las Vegas, a już zostałem wciągnięty w ciężki hazard i zaprowadzony do luksusowej restauracji!
Dookoła stołu biegali kelnerzy. Jeden podawał mi sztućce, drugi ściereczkę, trzeci zapalał świeczkę. Postawili porcelanowy dzbanek z herbatą, a po chwili “podjechał” talerz zupy. Talerze świeciły się tak bardzo, że obawiałem się, żeby ich nie porysować sztućcami! Kelner potknął się o reklamówkę z chlebem tostowym! Na szczęście odzyskał równowagę i postawił przede mną smażonego kurczaka z ryżem, przepraszając za znieważenie mojego mienia!

Boooże, jaka to była dobra zupa! Co to za kurczak był, no przecież nic nie może aż tak smakować! Wygrałem Jackpota!


Po skończeniu posiłku przeszedłem się po 3 piętrach kasyna, a każde z nich o powierzchni trzykrotnie większej niż IKEA. No i ludzi więcej niż na odpuście, a każdy z nich trzymał w ręku grubaśne pliki pięniędzy.

Po wypiciu kilku soków i kawy, poszedłem zobaczyć słynny pokaz fontann przed Pałacem Wynn!
Po drodze minąłem jeszcze Hotel Parisian, w którym zafundowali sobie kopie wieży Eiffla i kilku ulic Paryża!

Myślałem, że po odwiedzeniu Dubaju, Abu Dhabi, Singapouru czy sułtanatu Brunei już nic mnie w życiu nie zaskoczy. Jednak „nigdy nie mów nigdy”! Przed moimi oczami Złoty Pałac, do którego wejście jedynie dzięki kolejce linowej rowieszonej dookoła największej fontanny w kraju.
Co 10 minut odbywał się wielki pokaz kolorowych strumieni wody wystrzeliwanych w rytm muzyki.

Dostałem się do kolejnego luksusowego hotelu oraz kasyna, delektując się jeszcze ciekawszą architekturą i wystrojem wnętrz. A wyjście również wiodło do kolejki linowej, miałem więc okazję po raz kolejny zobaczyć pokaz fontann. I chociaż odbywały się one regularnie co 10 minut, to każdy kolejny był zupełnie inny. Postanowiłem więc usiąść na placu wśród ludzi i zobaczyć jeszcze jedno “przedstawienie” przed powrotem na lotnisko i udaniem się na spoczynek.

W oczekiwaniu na spektakl wyjąłem chleb tostowy i zacząłem smarować go dżemem. Użyłem do tego plastikowego widelca wyjętego z zupki chińskiej. Kilka kanapek i jeden spektakl później kiedy zacząłem się zbierać, zagadał do mnie siedzący obok Chińczyk. Przyglądał mi się uważnie, jak wcinałem te własnoręcznie zrobione kanapki. Wypytywał o podróże, gdzie byłem i gdzie jeszcze się wybierałem. Wszystko to, oczywiście przy pomocy translatora na Iphonie 10.

W sumie to bardziej chciało mi się iść spać na lotnisko, żeby mieć siłę na kolejny dzień wyzwań, ale wspomniał, że właśnie obchodzi urodziny.

No to „wszystkiego najlepszego i takie tam”.

– Dlaczego siedzisz tu sam?

Opowiedział mi, że czeka na swoich rodziców. Mieszkał w Hong Kongu, ale z okazji urodzin rodzice zabrali go do Macau i... poszli grać w kasynie. Czaicie? Zabrali go do Las Vegas, ale ponieważ nie miał jeszcze 21 lat, musiał poczekać na nich na zewnątrz, oglądając “pokazy taneczne” wody i świateł.

Nie mogłem więc go zostawić w urodziny i kontynuowaliśmy rozmowę przez translator.

Widziałem, że sprawiało mu to ogromną przyjemność, wypytywał o coraz więcej szczegółów, aż padło:
– A skąd masz na to wszystko pieniądze?
– W sumie to nie mam... Sprzedaję zdjęcia po dolarze. Jutro spróbuję swoich sił na jakimś placu pełnym ludzi.

Solenizant wyjął ze swojej kieszeni gigantyczny plik pieniędzy i podał mi 150 dolarów mówiąc, że chciałby ode mnie kupić zdjęcia
– Ile zdjęć mi dasz za 150 Hong Kong Dolar?
– Cooo!? Ja nawet nie zacząłem, nawet nie wiem po ile powinienem je sprzedawać, bo wydrukowałem je za 0,20 za sztukę i myślałem, żeby sprzedawać za 5, co nie?
– Nooo, co ty! Za mało! Sprzedawaj je po 10$! Za 5 dolców nikt nie będzie ich chciał kupować!

Taką mi dał radę Chińczyk z Hong Kongu wręczając pieniądze. Nawet jeszcze nie otworzyłem pudełka z FotoLaba, a już rozeszło się 15 pocztówek.
Oglądając wszystkie 300 zdjęć kontynuowaliśmy rozmowę o podróżach, aż przyszli jego rodzice i zabrali go do restauracji. Podziękował mi za spędzony czas, a ja podziękowałem za kupienie zdjęć w ciemno.

Chciałem wręczyć mu nawet te zdjęcia w prezencie urodzinowym. Za darmo! Ale odmówił, wachlując mi przed oczami grubym plikiem banknotów, wręczając 3 z nich.

– “Money is not a problem, my friend!”

No i faktycznie… Przyjechałem mając 50$ i drugiego podróży miałem ich 70$ i to zwiedzając najdroższe państwo Azji – Las Vegas – Macau!

C.d.n.

Więcej na temat projektu: https://www.facebook.com/podrozzamilion/

Portal Londynek.net objął patronat nad projektem "Podróż za milion zdjęć".

Zdjęcia autorstwa Tomasza Dworczyka.

Twoja ocena:

Już zagłosowałeś!

Aktualna ocena: 5.85 / 7

Reklama
Reklama

Waluty


Kurs NBP z dnia 23.04.2024
GBP 5.0238 złEUR 4.3335 złUSD 4.0610 złCHF 4.4535 zł
Reklama

Sport


Reklama
Reklama