Cookie Consent by Privacy Policies Generator website
Menu

Polska szkoła po angielsku: Powroty do ojczyzny

Polska szkoła po angielsku: Powroty do ojczyzny
Dzieci radośnie wracające do szkoły to niezbyt popularny w Polsce widok... (Fot. Getty Images)
Polacy, którzy po wielu latach życia w Wielkiej Brytanii planują powrót do Polski, odkładają tę decyzję z wielu powodów. Jednym z najważniejszych wyzwań, zwłaszcza dla rodzin z dziećmi, jest bowiem zmiana z angielskiej szkoły na polską. Przeniesienie dzieci do innego systemu edukacyjnego wiąże się z dużym stresem i obawą, czy dziecko w ogóle poradzi sobie w nowym kraju.
Reklama
Reklama

Jak Tamiza długa i szeroka, Polacy żyjący w Wielkiej Brytanii zazwyczaj nie wyrażają się zbyt pozytywnie o systemie edukacyjnym w tym kraju. Narzekaniom nie ma końca. Właściwie wszystko to, co oferuje brytyjski system edukacyjny, jest mocno negowane przez rodaków. Skąd bierze się taka postawa? 

Wydaje się, że źródłem niezadowolenia jest porównywanie systemu polskiego do brytyjskiego. W Polsce szkoła jest zupełnie inna niż w Anglii. Różnice zaczynają się już na samym początku, czyli w zerówce, zwanej tutaj Reception year. W Polsce dzieci rozpoczynają szkołę od klasy zerowej w wieku sześciu lat. Na Wyspach już czterolatek idzie z tornistrem uczyć się czytać i pisać, co przeraża większość Polaków.

– Pamiętam, jak zadowolona z pierwszego dnia szkoły mojego syna wysłałam zdjęcie babciom w Polsce – mówi Marzena mieszkająca w Bristolu od siedmiu lat. – Jakież było moje zdziwienie, kiedy obydwie babcie prawie z płaczem współczuły wnukowi, że w tak młodym wieku musi już chodzić do szkoły, zamiast stawiać babki w piaskownicy.

Po pierwsze: w Anglii nie ma piaskownic, podobno ze względu na zanieczyszczenie, a po drugie: dzieci idące do szkoły w wieku czterech lat nie są - jak niektórym się wydaje - skazane na siedzenie w ławce przez sześć godzin. Pierwsze klasy oferują, podobnie jak w Polsce, naukę poprzez zabawę, ale faktycznie wiek rozpoczęcia nauki w Wielkiej Brytanii jest szokująco niski. 

Polakom nie mieści się w głowie, że w Anglii edukację zaczyna się od 4. roku życia... (Fot. Getty Images)

Kolejną różnicą edukacyjną jest sam system nauczania brytyjskiego, który nie podoba się większości Polakom. O ile w Polsce jest wyraźny podział na poszczególne przedmioty, o tyle w Anglii czy Szkocji dzieci uczy się wiedzy ogólnej. Nie wyklucza to oczywiście nauki matematyki czy chemii, ale dopiero w starszych klasach. Nie każda polska rodzina jest w stanie taki system zaakceptować. Co więcej, wielu Polaków decyduje się na powrót do ojczyzny właśnie ze względu na poziom nauczania.

Marzena, która zdecydowała się na powrót do Polski mówi, że Wielka Brytania oferuje jej synowi niski poziom nauczania.

– Nie stać nas na czesne w prywatnej szkole – tłumaczy. – Byliśmy w kilku takich szkołach i proszę sobie wyobrazić, że wcale nie jest tak łatwo tam się dostać. Rodzice też muszą przejść "egzamin”, żeby dostąpić zaszczytu przyjęcia do grona takiej szkoły. Poza tym normą jest, że pensja jednego z rodziców idzie na pokrycie kosztów nauczania w takiej placówce, a na to nas zwyczajnie nie stać. Szkoła państwowa z kolei nie gwarantuje dobrej przyszłości, a chcielibyśmy, żeby syn podobnie jak my skończył kiedyś studia. Na obecną chwilę wydaje mi się, że zagwarantować może to wyłącznie szkoła prywatna.

Wśród Polaków bardzo popularnym wyborem wydają się też szkoły katolickie, które w przeciwieństwie do tych prywatnych są bezpłatne. Są to szkoły małe i zwykle właśnie z tego względu oferują nieco wyższy poziom nauczania niż szkoły państwowe, ale nie zawsze.

W angielksiej szkole przedmioty nie są tak wyszczególnione jak w polskiej. (Fot. Getty Images)

Marzena wraz z mężem wracają do rodzinnego Radomia, gdzie mają w planie zapisać syna do lokalnej szkoły w pobliżu domu jej rodziców, gdzie zatrzymają się na początek. Chcą wrócić do Polski na stałe po wakacjach, dlatego niedawne noworoczne toasty były wznoszone właśnie w tym celu.

– Głęboko wierzę w polską edukację – mówi. – Ale jeśli syn nie będzie sobie radził, to zapiszemy go do szkoły prywatnej, w której są już dzieci mojej siostry. Czesne nie jest wysokie, więc na pewno sobie z tym poradzimy.

Innym problemem, o jakim mówi Marzena, jest niska znajomość języka polskiego, którym posługuje się jej syn. Dziecko komunikuje się po polsku, ale nie potrafi w nim pisać ani czytać. Chłopiec ma dopiero sześć lat, więc jak twierdzi jego mama wszystko przed nim i na pewno sobie poradzi.

Kamila, która wróciła z rodziną do Polski po szesnastu latach, w przeciwieństwie do Marzeny ma nieco inne zdanie na temat polskiego systemu nauczania.

– Nauki jest cała masa! Dzieci są dosłownie przeładowane wiedzą, której w tym wieku nie potrzebują. To, co było dla mnie pierwszym szokiem to ciężkie tornistry, które uginały się od książek. Aż szkoda mi się zrobiło, że tak małe dzieci muszą dźwigać takie ciężary. Ale szybko się przyzwyczailiśmy, że w Polsce tak już po prostu jest.

Nie wszyscy rodzice zdają sobie sprawę też z tego, że w Polsce to rodzice ponoszą wszelkie koszty związane z edukacją. Największy wydatek czeka na początku roku, kiedy trzeba kupić tak zwaną wyprawkę - coś, co w Wielkiej Brytanii praktycznie nie istnieje. Tutaj dzieciom nie kupuje się ani podręczników, ani zeszytów. Wszystko dostają za darmo w szkole, a bywa, że nawet tak zwana praca domowa odrabiana jest nie w domu, ale właśnie w szkole.

W angielskiej szkole nauczyciel to przyjaciel. (Fot. Getty Images)

Kamila narzeka też na godziny szkolne. W Anglii było to łatwiejsze, by dostosować pracę rodziców do nauki, bo wszystkie lekcje zaczynają się i kończą o tej samej godzinie, czyli mniej więcej od dziewiątej do piętnastej. W Polsce dzieci trzeba zawieźć do szkoły czasem już na siódmą rano, by odebrać je na przykład o pierwszej. Taki układ bardzo utrudnia podjęcie pracy rodzicom, bo godziny szkolne są różne.

– Moje dzieci co prawda odnalazły się w polskiej szkole – podkreśla Kamila. – Ale nie oznacza to, że są tu szczęśliwsze. Starsza córka marzy na przykład o powrocie do Anglii. Nie podobają się jej klasówki, kucie na blachę, które nie zmieniło się od lat i to, że nauczyciele nie są mili. O tym mało się mówi, ale proszę sobie wyobrazić, że to jest w Polsce duży problem. Nauczyciele bardzo dużo wymagają od uczniów, a od siebie nie wymagają nic, nawet uśmiechu. W Anglii jest odwrotnie, każdy nauczyciel jest przyjacielem ucznia i dzieci bardzo tęsknią za szkołą w wakacje. W Polsce, żeby tęsknić za powrotem do szkoły, trzeba być wariatem.

W jednej kwestii wszyscy rodzice są zgodni: po powrocie do Polski język ojczysty u dzieci bardzo się poprawił, co jest powodem do dumy dla całej rodziny. Minusem jest to, że z kolei umiejętność języka angielskiego spadła. Nie wystarczy oglądanie bajek i filmików w tym języku, bo brakuje używania go w codziennych sytuacjach.

Dzieciom, które chodziły do szkół sobotnich, łatwiej się odnaleźć w polskiej szkole... (Fot. Getty Images)

Zwolennicy polskiego systemu edukacyjnego będą wracać do Polski, bo wierzą, że tylko tamtejsza szkoła zapewni dzieciom spokojną przyszłość. Z kolei system brytyjski da dzieciom większe szanse, bo posługując się językiem angielskim jako pierwszym będą mogły w przyszłości szukać pracy nieograniczonej żadnymi granicami.

Można też te systemy połączyć, posyłając na przykład dzieci do polskiej szkoły w Wielkiej Brytanii. Taki model wydaje się najbezpieczniejszy, a dzieci skorzystają z niego najwięcej.

Komentarz Elżbiety Barrass, prezes Polskiej Macierz Szkolnej w Wielkiej Brytanii:

Rodzice uczniów uczęszczających do polskich szkół sobotnich, które wspiera Macierz, wypowiadają się w samych superlatywach o systemie edukacyjnym, który oferujemy naszym uczniom. To bardzo ważne, że wśród polskich rodzin istnieje duża świadomość związana z tym, jak istotne jest uczenie dzieci języka polskiego i utrzymanie ciągłości edukacji w tym zakresie.

Szkoła brytyjska, do której uczęszczają dzieci na co dzień, nie zapewni przecież nauki o historii czy kulturze polskiej. By pogłębić i utrwalić tę wiedzę trzeba chodzić do polskiej szkoły i na szczęście wiele rodzin decyduje się na taką formę. Rodzice chwalą też podstawy gramatyczne, które dzieci otrzymują w naszych szkołach. Mamy liczne sygnały, że po powrocie do Polski dzieci uczęszczające do polskich szkół sobotnich doskonale odnajdują się w systemie edukacyjnym.

To, na co należy zwrócić głębszą uwagę, to problemy natury psychologicznej, które mogą dotknąć dzieci zmieniające miejsce pobytu. Przecież wyjeżdżając z jednego kraju zostawiają tu swoich przyjaciół i kolegów, za którymi będą tęsknić. Dlatego z dziećmi trzeba dużo rozmawiać i poświęcić im czas.

Po 2004 napłynęło do Wielkiej Brytanii bardzo dużo dzieci mówiących płynnie po polsku, które w wielu przypadkach miały już za sobą kilka klas szkoły podstawowej w Polsce. Kadra również się zmieniła, bo po wejściu Polski do Unii Europejskiej w Wielkiej Brytanii znalazło się sporo nauczycieli czy osób z odpowiednim, pedagogicznym wykształceniem.

Jesteśmy bardzo dumni, że jako Macierz Szkolna możemy zaproponować polskiej młodzieży zdawanie egzaminów na poziomie GSCE oraz A Levels na wysokim poziomie. Jednak chcielibyśmy również zaopiekować się tymi, dla których te egzaminy są po prostu za trudne i rozszerzyć tę ofertę, by wzorem Szkocji zaproponować zdawanie języka polskiego w brytyjskiej szkole w ramach przedmiotu zawodowego.

Natomiast we współpracy z konsulatami, chcemy zrobić wszystko, by egzamin gimnazjalny i maturalny z j. polskiego trafił do Szkocji zapewniając dzieciom polskim z tamtych rejonów dodatkowe kwalifikacje i punkty na studia.

Twoja ocena:

Już zagłosowałeś!

Aktualna ocena: 4.7 / 10

Reklama
Reklama

Waluty


Kurs NBP z dnia 18.03.2024
GBP 5.0343 złEUR 4.3086 złUSD 3.9528 złCHF 4.4711 zł
Reklama

Sport


Reklama
Reklama