Cookie Consent by Privacy Policies Generator website
Menu

Polonia europejska wybiera

Reklama
Reklama

Natomiast przeszło 15 tysięcy tych zarejestrowanych w pierwszej i przeszło 35 tysięcy w drugiej turze z różnych powodów nie zostało policzonych. Frekwencja była 88% w pierwszej turze, ale tylko 78% w drugiej. Protokoły 11 komisji wskazują, że 6 669 osób przysłało głosy bez oświadczenia, a dalsze 1 452 miało unieważnione głosy z innych powodów. Wiemy, że parę tysięcy dostarczono do konsulatów już po terminie, czasem wysyłając ze znaczkiem drugiej klasy. Widocznie inni albo nie chcieli, albo czuli, że za późno dostali pakiet wyborczy. Ale to już była poważna krzywda.

Do tej pory szereg tysięcy osób wyraziło w mediach gotowość do protestu do Sądu Najwyższego, bo albo nie dostali pakietu na czas, albo ich karty do głosowania nie miały pieczątek, albo ich koperty nie mogły dostać się na czas do konsulatów. Termin na protesty jest skandalicznie krótki, bo trzeba zgłosić protest do konsulatów do czwartku 16 lipca. Możliwe, że pewne błędy wykonali zmęczeni pracownicy, ale winę za to ponosi wyłącznie rząd polski, bo dał tak krótki termin na przeprowadzenie wyborów i składanie skargi, a szczególnie MSZ - bo nie sprzeciwił się niepraktycznemu krótkiemu terminowi czasu i zaniedbał wyznaczenie wystarczającej ilości komisji wyborczych.

To zaniedbanie mogło być zwykłą pomyłką, ale trudno nie wyczuć tu u głównych decydentów w Warszawie pewnego pogardliwego niedbalstwa wobec Polaków za granicą. Chwalą Polonię na każdym kroku, ale traktują ją mimo woli instrumentalnie, dbając przede wszystkim o inwestycje pchane do Polonii wschodnich i o wpływy polityczne i materialne Polonii amerykańskiej. Natomiast kiedy idzie o wybory - to mamy zupełnie inny układ, nieco niezręczny dla obecnych władz.

Otóż największe wsparcie polityczne dla rządu płynie z Polonii amerykańskiej (ściśle chiagowskiej) i kanadyjskiej, a potem od Polaków na Ukrainie i Białorusi. W tych wyborach prezydent Duda uzyskał 60% głosów z Kanady, 54% z USA, a po 53% z Ukrainy i Białorusi. Są to największe Polonie. Według Wikipedii oblicza się, że w USA jest 10,6 milionów Polaków, w Kanadzie 900 tys., a na Ukrainie i Białorusi po 900 tys.

Polacy mieszkający w krajach europejskich mają silne związki z krajem ojczystym i często go odwiedzają. (Fot. Getty Images)

Niestety, mniej niż jeden procent tych licznych skupisk polskich bierze udział w wyborach. Dlaczego? Po pierwsze, w większości nie posiadają polskich paszportów, również nie na tyle znają się na bieżącej polityce w Polsce, a odległości geograficzne do najbliższych konsulatów są ogromne. Poza tym w wypadku krajów wschodnich gorliwe uczestniczenie w polityce polskiej nie jest tak dobrze widziane przez państwowe instytucje w kraju zamieszkania i jest pewne poczucie uzależnienia od inwestycji z Polski w kulturalne, oświatowe i społeczne organizacje na Wschodzie, które wolą nie nadwyrężać układów nieodpowiednim głosowaniem.

To samo dotyczy Polaków w Rosji, Litwie i Kazachstanie, mimo że w większości nie głosowali za obecnym prezydentem. Wielu posiada "Kartę Polaka" i był pomysł, aby dać posiadaczom Karty prawo do udziału w wyborach, ale będzie to wymagało zmiany Konstytucji. Podobne wyobcowane z codziennej polityki polskiej odczuwają masowe historyczne Polonie w Brazylii i Argentynie.

Natomiast najchętniej głosują polskie diaspory w Europie Zachodniej. Na 518 000 obywateli polskich zarejestrowanych do głosowania w drugiej turze za granicą 443 374 (czyli 85%) mieszka w Europie Zachodniej czy Południowej. Dla przykładu: 21% Polaków w Wielkiej Brytanii, 36% w Irlandii, 41% w Holandii, 39% w Danii, 11% w Szwecji, 19% w Belgii zarejestrowało się na drugą turę. Nawet we Francji te 1,5% jednomilionej Polonii, a w Niemczech te 4% dwumilionowej Polonii też ma swoje znaczenie. W większości żyją w krajach Unii Europejskiej, gdzie zachowanie polskiej tożsamości i polskiego obywatelstwa nie wymaga wielkiego poświęcenia.

Jak pisze Teresa Berezowski, prezes Rady Polonii Świata, "dużo Polaków w Europie dalej ma mieszkanie w Polsce, płaci podatki polskie, ma bliską rodzinę, która dalej mieszka w Polsce i wracają do Polski często... wiele dzieci Polaków w Europie kończy polską maturę i wraca do Polski na studia. Dla nich głosowanie w wyborach polskich jest oczywiste i normalne".

Mają też dostęp do innych informacji niż, powiedzmy, przeciętny wyborca Podkarpacia. We wszystkich elektoratach zachodnioeuropejskich bez wyjątku poważna większość głosowała na Trzaskowskiego, przeciętnie w proporcji 77% (sama Wielka Brytania akurat też 77%). Trudno wyobrazić sobie, aby ta cyfra podobała się sztabowcom obecnego prezydenta. W wypadku jeszcze bardziej zbliżonych do siebie wyników te głosy mogłyby być języczkiem u wagi, szczególnie po lawinie protestów.

Nie zdziwiłbym się, gdyby w następnych latach odezwały się głosy w kuluarach rządowych czy w mediach prorządowych kwestionujące racjonalność udziału Polaków za granicą w przyszłych wyborach parlamentarnych. Trzeba się na to przygotować.

DISCLAIMER: Stwierdzenia i opinie zawarte w tym artykule odzwierciedlają poglądy Autora i nie reprezentują stanowiska redakcji Londynek.net

Twoja ocena:

Już zagłosowałeś!

Aktualna ocena: 4.48 / 23

Reklama
Reklama

Waluty


Kurs NBP z dnia 22.04.2024
GBP 5.0131 złEUR 4.3203 złUSD 4.0540 złCHF 4.4505 zł
Reklama

Sport


Reklama
Reklama