Cookie Consent by Privacy Policies Generator website
Menu

Podróż za milion zdjęć: Pod chińską granicą

Podróż za milion zdjęć: Pod chińską granicą
Im bliżej północnych krańców Wietnamu, tym bardziej gościnni byli ludzie, piękniejsze widoki i coraz krętsze drogi... (Fot. T.Dworczyk/Podróż za milion zdjęć)
Udało mi się pokonać 2 000 km trasy Sajgon - Hanoi na motorze za 500 zł. Bez wypadków i grubo przed zamierzonym czasem.
Reklama
Reklama

3 miesiące pracy w Londynie, 7 miesięcy podróży za jedną wypłatę - wszystko jest możliwe! Historia Tomasza Dworczyka ma na celu inspirowanie innych do... wzięcia wyjątkowego urlopu!

Opowieść rozpoczyna się dwa lata temu, jeszcze w Polsce. Zmęczony ciężką pracą w korporacjach, zbierając pieniądze na wymarzony urlop poczuł, że coś w nim pękło. Ile byś nie pracował i ile byś nie zarabiał, to i tak pieniądze rozchodziły się gdzieś - a to rachunki, a to dojazdy czy podatki... Starczało ledwo na wypad za miasto. Kiedy zapytał szefa o urlop i usłyszał, że w tym terminie nie może nigdzie pojechać, miarka się przebrała - i tak zaczęła się przygoda, a właściwie urlop życia pochodzącego z Koluszek Tomasza Dworczyka. Zobacz, jak to się zaczęło...

Ukończyłem podjęte wyzwanie, a jednocześnie wyczerpałem budżet na dwa miesiące podróży, uwzględniając łapówki dla policji za jazdę bez prawa jazdy i takie tam...

Nie było jednak tak pięknie jak na zdjęciach. Musiałem zmagać się z 38-stopniowym upałem, tropikalnymi burzami, nawet niedostatkiem kasy na kremy z filtrem, czy porządną kurtkę.

Zaoszczędzone kosztem mojego zdrowia pieniądze przeznaczałem na naprawy motoru i tankownie. A benzyny w górach zużywałem dwa razy więcej niż założyłem.

Za to spanie na dziko i jedzenie z tego samego koryta co Wietnamczycy pozwoliło mi doświadczyć lokalnej kultury i doczłapać do końca trasy na oparach... gotówki.

Im bliżej północnych krańców Wietnamu, tym bardziej gościnni byli ludzie, piękniejsze widoki i coraz bardziej kręte drogi. Po kilku godzinach jazdy w pełnym słońcu poczułem jednak, że opadam z sił. Potrzebowałem kawy.

Zatrzymałem się na chwilę na poboczu w celu dogłębnej analizy mapy, kiedy zgarnął mnie jakiś lokalny artysta.

Zaprosił do swojej pracowni, żeby pokazać czym się zajmuje - a widząc stan, w jakim byłem, zaoferował, żebym został u niego na noc. Oczy zamykały się same, więc na propozycję zdrzemnięcia się w hamaku zgodziłem się bez wahania. Musiałem też ostudzić motor.

Po zajaraniu fajki pokoju, czyli wietnamskiego tytoniu z bambusowego bonga, poległem. Spałem bite 2 godziny, aż zjechali się kolejni rzeźbiarze i odpalili hałaśliwe maszyny. Przywieziono też obiad. Zjadłem miseczkę ryżu z gotowanym bambusem, wlałem w siebie szklankę kawy i przed ruszeniem w drogę chciałem uregulować należność. Odmówili i jeszcze wręczyli mi butelkę wody mineralnej na drogę.

Dzieliło mnie kilka godzin od zachodu słońca i czekała mnie przeprawa górskimi serpentynami w całkowitych ciemnościach. Chińskie żarówki świateł motoru rozjaśniały drogę na kilkadziesiąt centymetrów. A że droga do cywilizacji daleka, postanowiłem zanocować gdzieś na poboczu. Tym razem na szczycie góry.

Za dnia przeżyłem piekło! Wiedziałem, że będzie ciężko, ale nie wiedziałem, że aż taaak. Cały dzień przypiekało mnie słońce. Nawet zacząłem się zastanawiać, gdzie chmury, bo to przecież deszczowa pora w Wietnamie.

Na szczycie trafiłem na punkt widokowy, z którego latem skacze się ze spadochronem i szybuje ponad dolinami... Było to idealne miejsce na rozbicie obozu!

Wyłączyłem silnik i spojrzałem w niebo - nagle przeniosłem się w kosmos! Cała droga mleczna tuż nad moją głową. Takiego nieba to nie widziałem nawet w Australii. Na samym czubku góry, ponad chmurami i żadnych świateł wokół...

Odeszło zmęczenie i dostałem kopa energii. Złapałem za aparat, ale godzina minęła, nim znalazłem odpowiednie miejsce, żeby uchwycić wszystko co widziałem gołym okiem.

Po rozłożeniu obozowiska podziwianie gwiazd z "łóżka" (leżałem sobie wygodnie na... betonie, jak w pięciogwiazdkowym hotelu) sprawiało jeszcze większą przyjemność.

Wlazłem na chwilę na wieżę obserwacyjną, która pokryta była cała pajęczynami i gigantycznymi pająkami. Zlazłem szybciej, niż się na nią zatargałem i w stanie absolutnej paniki wczołgałem się pod moskitierę. Widok spadających gwiazd szybko pozwolił zapomnieć o przerażających stawonogach, które gdzieś wokół mnie na pewno się kręciły. Bo dla mnie to nie węże, czy skorpiony były problemem...

Dwie godziny później pajęczyny, pająki i moją moskitierę sprzątnął porywisty wiatr. Chmura burzowa nade mną, wokół latały gałęzie drzew, dróg nawet. I mój ekwipunek. Deszcz zacinał ze wszystkich stron, a jedynym miejscem schronienia była "pajęcza" wieża obserwacyjna.

Arachnofobia przestała być problemem. Jednego byłem pewien - nim zobaczę kolejnego pająka zginę od uderzenia pioruna stojąc pod jedynym metalowym obiektem w całej prowincji!

Był to jednak trzeci dzień i druga noc w trasie, więc zmęczenie wzięło górą i zasnąłem przykryty przemoczoną kurtką i plastikowym ponczo.

Brudny, śmierdzący i nieprzytomny obudziłem się na dźwięk trąbiących na drodze ciężarówek. "Good Morning, Vietnam"...

Otworzyłem oczy, a na tarasie widokowym stał Wietnamczyk, który przyglądał mi się uważnie. Zagadał i okazało się, że tuż za rogiem jest noclegownia. Mogłem spać w ciepłym łóżku, wziąć gorący prysznic i okryć się czystą pościelą, a nawet zrobić pranie. Może i lepiej, że o tym nie wiedziałem, bo cena za dobę to 300 tysięcy dongów. Nie stać mnie na takie luksusy, a z okna pokoju nie zrobiłbym zdjęć drogi mlecznej.

Teraz, kiedy oglądam zdjęcia jestem szczęśliwy, że przeżyłem kolejną noc w górach przemierzając samotnie kraj długości Europy...


Więcej na temat projektu: https://www.facebook.com/podrozzamilion/

Portal Londynek.net objął patronat nad projektem "Podróż za milion zdjęć".

Zdjęcia autorstwa Tomasza Dworczyka.

Twoja ocena:

Już zagłosowałeś!

Aktualna ocena: 5 / 5

Reklama
Reklama

Waluty


Kurs NBP z dnia 22.04.2024
GBP 5.0131 złEUR 4.3203 złUSD 4.0540 złCHF 4.4505 zł
Reklama

Sport


Reklama
Reklama