Cookie Consent by Privacy Policies Generator website
Menu

Czy Laos jest bezpieczny?

Czy Laos jest bezpieczny?
Przed wyjazdem wiele osób pytało mnie, czy się nie boję. No bo sama, bo na tak długo no i bo tak daleko... Nie, nie bałam się - chociaż w pewnym momencie przez te gadki zaczęłam się zastanawiać, czy to do końca normalne tak się nie bać.
Reklama
Reklama

W każdym razie postawiłam na zdrowy rozsądek, podstawowe środki ostrożności – takie, których uczą w przedszkolu, typu nie idź za nowo poznaną osobą do jej mieszkania, czy upewnij się trzy razy, że nic nie jedzie, zanim wejdziesz na jezdnię – i do Laosu pojechałam. Sama. Na trzy tygodnie. Czy czułam się bezpiecznie?

Odpowiadając krótko: tak, czułam się bezpiecznie. Nawet nocą. Co ja mówię, szczególnie nocą – i szczególnie jeśli porównywać do londyńskiego Wood Greenu, którego ulicami miałam wątpliwą przyjemność wracać do domu w środku nocy dosyć regularnie przez jakieś półtora roku.

Podróżowanie po Laosie… z pewnością jest pełne przygód. (Fot. Magdalena Jeż)

Ludzie

Jeśli chodzi o ludzi, to na podstawie własnych doświadczeń uważam Laos za kraj bezpieczny. Nie spotkała mnie ani jedna niemiła sytuacja. Żadnego żebrania, natrętnego wciskania czegokolwiek, nagabywania na ulicy itp. Ci Laotańczycy, którzy pracują w turystyce, są dla przyjezdnych siłą rzeczy mili. Reszta powiedziałabym, ma stosunek obojętny.

Kilka razy zdarzyło się, że ktoś widząc mnie drałującą w pocie czoła na jednym z kilkunastokilometrowych spacerków, wyraźnie zatroskany oferował podwózkę skuterem lub autem, co było miłe, ale nigdy nie skorzystałam. Na wsiach wzbudzałam zainteresowanie odmiennym wyglądem, ale reakcje były wyłącznie pozytywne: ktoś się uśmiechnął, ktoś pomachał ręką, a jeszcze ktoś inny powiedział cześć. (Na szczęście to nie Indie, aby każdy chciał mieć z Tobą selfie tylko dlatego, że masz jasne oczy :))

W nocy, czy to w Luang Prabang, czy Nong Khiaw, spacerowałam bez najmniejszego strachu. W obu miejscowościach zresztą o zmroku chyba łatwiej spotkać turystę niż miejscowego. Odnoszę wrażenie, że cały Laos kładzie się spać najpóźniej o ósmej wieczorem, aby wstać rześkim i wypoczętym już z pierwszym pianiem koguta, czyli najpóźniej o czwartej piętnaście.

Tabliczki czasem kłamią! Albo ich w ogóle nie ma. Ale wystarczy dobra aplikacja w telefonie i zgubić się jest naprawdę ciężko. Ja używam Maps Me. (Fot. Magdalena Jeż)
Gdy bywało troszkę niebezpiecznie, to na moje własne życzenie…(Fot. Magdalena Jeż)

Zwierzęta

Jeśli chodzi o zwierzęta, to myślę, że w tej kwestii też się nie ma czego bać. Szanse, że spotkamy coś krwiożerczego, są raczej minimalne. Chociaż w sumie mnie to akurat spotkało – ale chodzi tylko o pijawkę. Na jakieś niedźwiedzie, tygrysy, pantery i yeti w Laosie raczej nie ma co liczyć.

W Tajlandii zdarzało się, że czułam się niekomfortowo ze względu na psy. Zarówno bezpańskie, jak i te stróżujące przed domami. Zawsze podnosiły ogromny hałas i biegły w moim kierunku i choć nigdy żaden nawet nie spróbował mnie ugryźć, szczerze je wszystkie znienawidziłam. (Nigdy wcześniej nie bałam się psów). W Laosie problem z psami nie był aż tak wielki. Kilka razy jakiś pies tu czy tam za mną pobiegł, ale jednak te sytuacje zdarzały się zdecydowanie rzadziej niż w Tajlandii.

Nie ma szans, aby umrzeć z głodu (Fot. Magdalena Jeż)
Internet dociera już niemal wszędzie. Wspaniale, że podróżując po Laosie można pozostać wiernym fanem skoków narciarskich (Fot. Magdalena Jeż))

Choroby

Natomiast wydaje mi się, że nie jest bezpieczne… chorowanie w Laosie. Owszem, zarówno w Luang Prabang jak i w Nong Khiaw widziałam szpitale, ale nie jestem pewna, jaki poziom usług oferują i jak sprawnie dogadałabym się z personelem po angielsku. Słyszałam, że co poważniejsze przypadki odsyłane są do sąsiedniej Tajlandii. Z tego powodu, gdybym była matką z małym dzieckiem, przemyślałabym sprawę przed przyjazdem z dziesięć razy. Na szczęście jestem sama, jedynie z moimi głupimi pomysłami.

Nie ma co liczyć, że akurat "mnie żadna choroba nie spotka”, bo "ja nigdy nie choruję” i liczyć na skuteczność tego typu myślenia życzeniowego. Tak właśnie sobie mówiłam JA – przed wyjazdem do Azji oprócz jakichś drobnych przeziębień, nie chorowałam NIGDY. Nie wiedziałam nawet, co to dokładnie są antybiotyki, bo nigdy ich nie brałam. Natomiast odkąd jestem w drodze, REGULARNIE coś mi się zdarza.

W Luang Prabang spędziłam zbyt dużo (choć były to tylko dwie godziny) czasu na słońcu – i kolejne dwa dni w łóżku, cierpiąc na objawy typowe dla udaru słonecznego. Na szczęście obyło się bez wizyty w szpitalu. W Muang Ngoi z kolei ugryzła mnie pijawka – nie wiem czy było to niebezpieczne, w każdym razie z całą pewnością obrzydliwe! Dla mnie więc podstawą są szczepienia i wykupienie dobrego ubezpieczenia. Oba z pewnością pozwalają poczuć się w drodze choć trochę bezpieczniej.

Podsumowując

Oczywiście, jest to moja subiektywna opinia i nie mogę zagwarantować, że nikomu nic złego w Laosie się nie stanie. Myślę tylko, że strach przed nieznanym nie powinien nas zatrzymywać w spełnianiu swoich marzeń. Szczególnie, gdy jest to strach niczym nieuzasadniony. Jeśli więc marzysz, aby obejrzeć wschód słońca z wieży widokowej wysoko nad Nong Khiaw – spakuj czapkę z daszkiem, słoik masła orzechowego, zdrowy rozsądek – i jedź.

Polub mój Facebook Page, aby być na bieżąco!

www.upandhere.rocks – czyli Polka w podróży solo po Azji Południowo-Wschodniej. Opisy, zdjęcia, przydatne informacje, ciekawostki. Zapraszamy na bloga.

Twoja ocena:

Już zagłosowałeś!

Aktualna ocena: 4.71 / 7

Reklama
Reklama

Waluty


Kurs NBP z dnia 18.04.2024
GBP 5.0589 złEUR 4.3309 złUSD 4.0559 złCHF 4.4637 zł
Reklama

Sport


Reklama
Reklama