Cookie Consent by Privacy Policies Generator website
Menu

Boris i Donald. Co ich łączy?

Boris i Donald. Co ich łączy?
Johnson i Tramp to urodzeni showmani. (Fot. Inastagram/amlenaheadey)
Mówi się, że pozory mylą. W przypadku Donalda Trumpa i Borisa Johnsona te słowa nie znajdują potwierdzenia w praktyce. Ci dwaj czołowi politycy o urodzie łobuziaków są często bezczelni, idą "po bandzie" i nie mają zahamowań, kiedy - mówiąc delikatnie - mijają się z prawdą.
Reklama
Reklama

Amerykański przywódca wie, że Borisa nazywają na Wyspach "brytyjskim Trumpem". Donald nie ma nic przeciwko temu, bo ceni swojego młodszego kolegę za inteligencję, konsekwencję i upór. Przyjmuje te słowa za komplement, chociaż prawda jest taka, że wzbudza w Wielkiej Brytanii skrajne emocje - od podziwu do całkowitego odrzucenia. "Ich" Boris jest w ojczyźnie dużo bardziej lubiany.

Podobieństw między politykami mimo wszystko jest wiele. W historii obu tak bliskich sobie krajów nie było do tej pory tak ciekawych - również wizualnie - polityków. Niesforne blond włosy odcinają się od, powiedzmy oględnie, ogorzałych twarzy.

Do tego zwaliste niedźwiedzie postury wzbudzają albo respekt, albo prowokują do familiarności. To nie są na pewno typy wydelikaconych indywidualistów lub przedstawicieli wyższych ster.

Showmani

Obaj urodzili się w Nowym Jorku. Boris Johnson w rodzinie o tureckim rodowodzie. W żyłach Donalda płynie natomiast niemiecka krew. Ich przodkowie doszli do znacznych majątków.

Zarówno Johnson, jak i Tramp to urodzeni showmani. Swoje predyspozycje w tym kierunku w biznesie rozrywkowym wykorzystał tylko jeden z nich - Trump. I wyszło mu to całkiem nieźle. Na reality show zarobił naprawdę duże pieniądze. Inne interesy, bardziej poważne, często kończyły się klęską, ale od czego jest kochający bogaty tatuś, który ratował syna przed natarczywymi wierzycielami.

Nie każdy wie, że interesy młodego Trumpa często kończyły się wielką porażką. (Fot. Getty Images)

Johnson nie zarabiał w rozrywce jak Trump. Za to był nie lada kuglarzem w dziennikarstwie. Jako korespondent w Brukseli skutecznie obrzydzał Brytyjczykom Unię. Rozdmuchiwał niewielkie afery unijne, a nawet wymyślał przekręty, których nigdy nie było.

Jego teksty trafiały na podatny grunt u dumnych Brytyjczyków, nigdy do końca niepogodzonych z utratą swobody w decydowaniu o wewnętrznych sprawach. Symbolem takiej spreparowanej informacji, która pogłębiła niechęć do unijnej biurokracji, może być sprawa rzekomego unijnego zamachu na czipsy o smaku krewetkowym.

Johnson otwarcie i publicznie deklarował motto swojej dziennikarskiej metody: "Nie można pozwolić faktom stanąć na drodze do dobrej historii". I nie przejmował się wcale, że jest przeciwieństwem szlachetnej zasady rzetelności i prawdomówności. Co prawda zmyślania historii skończyły się wyrzuceniem go z "The Times", ale zdołał już wyrobić sobie wśród czytelników markę fightera, którego teksty nie nudzą. Szybko znalazł posadę w prawicowym "The Telegraph".

Johnson był nie lada kuglarzem w dziennikarstwie. (Fot. Getty Images)

I choć wielu może się to nie podobać, to jednak są oni w mniejszości. Nie wiadomo, skąd Boris to wie. Czy podpowiada mu instynkt, czy stawia na twarde dane - grunt, że kłamstwo popłacało. Utwierdził się co do tego w dziennikarskiej profesji, a twórczo rozwinął już jako polityk.

Przed wyborem na szefa Partii Konserwatywnej posłużył się wędzonym śledziem. Wymachując nim, przekonywał - podobnie jak w przypadku słynnych czipsów krewetkowych - że wstrętna Unia utrudnia sprzedaż ryb. Później okazało się, że zawiniła biurokracja brytyjska, ale w niczym to nie zaszkodziło Borisowi.

Romanse

Brytyjczycy i Amerykanie kochają bogatych ekscentryków. Z góry zakładają, że nie obowiązują ich te same zasady, co "zwykłych" ludzi. Dotyczy to także życia prywatnego. Czy zaszkodziło "angielskiemu niedźwiedziowi" wyznanie, że musi musi mieć kolejne kochanki, bo dosłownie go rozsadza? Czy jurny Donald Trump odpowiedział za oskarżenia 20 kobiet o molestowanie seksualne?

Nie wszystkie skandale miały naturę seksualną. Oprowadzenie interesów z mafiozami, oszukiwanie klientów, zatrudnianie nielegalnych imigrantów - to tylko przykładowe sprawki obciążające Trumpa. Z kolei Johnson został nagrany, jak omawia plan pobicia dziennikarza z konkurencyjnej gazety.

Obyczaje Johnsona podsumował w następujących słowach były redaktor naczelny tabloidu "Daily Mail" Paul Dacre: "Powiedzenie, że ma moralność bezpańskiego kota byłoby obrazą dla kociego gatunku". Słowa te znakomicie pasują również do jego starszego amerykańskiego kolegi. Co sprawia, że żadna afera nie przeszkodziła ich karierom?

Boris Johnson kocha(ł) kobiety. (Fot. Getty Images)

Specjaliści twierdzą, że to wszystko dzięki świadomej kreacji karykaturalnego wizerunku. Taki styl sprawowania polityki we współczesnym świecie dobrze się sprzedaje. Niestety, taki wniosek nie jest budujący i dobrze rokujący dla świata.

"Przyjaciele"

Między obu panami jest jednak poważna różnica. Podczas gdy Johnson popełnia błędy i ma wpadki, to zawsze robi to w sposób czarujący. Potrafi grać klauna, udawać, że jest głupszy niż jest. Natomiast Trump ma wdzięk słonia w składzie z porcelaną.

Za Borisem stoi gruntowne wykształcenie - to absolwent Oksfordu, oczytany i błyskotliwy. Dlatego Brytyjczycy na wpadki Borisa reagują z dużą wyrozumiałością. "Boris to Boris" - mówią. Natomiast Donald Trump jest dorosłym amerykańskim ignorantem, z którym nie sposób porozmawiać o przeczytanej ostatnio książce.

I tu dochodzimy do sedna - obaj przywódcy w zdecydowany sposób różnią się poglądami. Trump jest przeciwnikiem globalizmu, wolnego handlu, imigrantów, natomiast Johnson ze swoim otwartym umysłem jawi się jako globalista i zwolennik tolerancji.

Łączy ich nie tylko blond czupryna. Obaj przywódcy w zdecydowany sposób różnią się poglądami. (Fot. Getty Images)

Kiedy Trump ubiegał się o prezydenturę, Johnson nie krył się ze swoją oceną kandydata. Mówił, że "zdradza dość osłupiającą ignorancję, która - szczerze mówiąc - czyni go niezdolnym do sprawowania urzędu prezydenta Stanów Zjednoczonych".

Johnson mógł sobie pozwalać na wypowiadanie mało dyplomatycznych opinii  o kandydacie na prezydenta USA, kiedy jeszcze w Brexit mało kto wierzył. W 2017 roku, kiedy Johnson odwiedził Waszyngton jako szef brytyjskiego MSZ, jego ocena całkowicie się zmieniła.

Również w trakcie wyścigu o fotel brytyjskiego premiera górę wziął polityczny pragmatyzm - Johnson milczał, gdy Trump mieszał z błotem brytyjskiego ambasadora Kima Darrocha.

Teraz, gdy Brexit stał się faktem, Stany Zjednoczone, chcąc nie chcąc, stały się głównym sojusznikiem Wielkiej Brytanii, na którym Londyn musi polegać bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

Boris i Donald muszą być przyjaciółmi.
 

Źródła: politico.com; britannica.com; spectator.co.uk

Twoja ocena:

Już zagłosowałeś!

Aktualna ocena: 4.57 / 25

Czytaj więcej:

Boris "Jarosław" Johnson

Reklama
Reklama

Waluty


Kurs NBP z dnia 29.03.2024
GBP 5.0300 złEUR 4.3009 złUSD 3.9886 złCHF 4.4250 zł
Reklama

Sport


Reklama
Reklama