Cookie Consent by Privacy Policies Generator website
Menu

Akolici Brexitu walczą o władzę

Akolici Brexitu walczą o władzę
Liz Truss - czy jako przyszła premier poradzi sobie z problemami coraz mniej "zjednoczonego" Królestwa?... Finnbarr Webster - WPA Pool/Getty Images)
6 września Zjednoczone Królestwo będzie miało nowego premiera, mianowanego przez królową. Nie zyska go w wyniku wyborów powszechnych, ale na wniosek ustępującego premiera. Dla królowej będzie to 15. z kolei osoba pełniąca tę funkcję, poczynając od Churchilla.
Reklama
Reklama

Dla Wielkiej Brytanii będzie to osoba narzucona przez ciasny elektorat składający się z zaledwie 140 tysięcy osób, posiadających członkostwo rządzącej konserwatywnej partii politycznej.

Ten osobliwy elektorat konserwatywny tworzy zaledwie 0,3% obecnego elektoratu brytyjskiego. Ponadto wcale nie odzwierciedla ani stanu majątkowego, ani aspiracji pozostałej części społeczeństwa. Na przykład 58% ma powyżej 50 lat, 80% członków pochodzi z klasy średniej, niemal 70% posiada białą skórę, 64% mieszka w południowej Anglii, a 76% głosowało za wyjściem z Wielkiej Brytanii.

Tradycyjnie partia konserwatywna tworzyła szeroką pragmatyczną wielkobrytyjską koalicję prawicową, ale obecnie przemieniła się w narodową partię wyłącznie angielską. W normalnym państwie taki elektorat byłby zbyt wąski, aby mieć prawo wyznaczenia nowego premiera i tworzenia nowego rządu.

Niestety, Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii i Północnej Irlandii nie jest obecnie normalnym państwem. Istnieje co prawda "Królestwo" pod berłem 95-letniej staruszki, ale słowo "Zjednoczone” jest jak najbardziej pod znakiem zapytania. Zagrożone jest nie tylko zjednoczenie Wielkiej Brytanii z Północną Irlandią, ale również między głównymi składnikami samej  rzekomo "Wielkiej” Brytanii, czyli Anglii, Szkocji, a nawet Walii. Te rosnące podziały stały się coraz bardziej realne w wyniku Brexitu, czyli decyzji społeczeństwa w referendum w roku 2016 opuszczenia Unii Europejskiej.

W czasie referendum kraj był podzielony niemal na równo między tymi, którzy chcieli pozostać ("Remainers”), a tymi którzy chcieli odejść ("Leavers”). Ci ostatni wygrali referendum minimalną przewagą głosów, ale przez przeszło trzy lata trwała walka polityczna nad kształtem Brexitu i ułożeniem przyszłych stosunków z Unią.

Ostatecznie, po wykruszeniu innych opcji bardziej umiarkowanych, zwyciężyło rozwiązanie oparte na jak najbardziej jaskrawej interpretacji narodowej suwerenności, kosztem stabilności gospodarczej, politycznej i dyplomatycznej. Partia konserwatywna, pod nowym kierownictwem tryskającego energią Borisa Johnsona, pozbyła się pozostałych sympatyków Unii, przejęła hasło Brexitu już jako "dzieło dokonane”, i uwieńczyła to zwycięstwem wyborczym nad słabym przeciwnikiem.

Niby konfliktu na ten temat teraz nie ma. Szef opozycji, Keir Starmer, uważa że decyzja Brexitu jest nieodwracalna przy obecnym pokoleniu, a wszelkie instytucje naukowe czy przedsiębiorstwa, które oponowały Brexitowi, nie zwalczają tej decyzji, a po prostu starają się do niej dopasować, licząc na to, że stosunki z Europą w końcu poprawią się.

Mimo tego, konserwatywna hierarchia rządowa, z Johnsonem na czele, robi wszystko aby konflikt o Brexit trwał dalej, aby rana wewnętrzna wynikająca z Brexitu nie zagoiła się. Uważają, że jeśli dotychczasowy Brexit nie jest wystarczająco doceniony, to trzeba będzie go jeszcze bardziej eksploatować i pogłębić. Brexit widziany jest przez nich nie jako status quo, ale jako ideologiczna podstawa do utrzymania się przy władzy i tym się kierują,aby pokonać obecny kryzys w państwie. 

czy wszyscy są "gotowi na Rishiego"? Z sondaży wynika, że niekoniecznie... (Fot. Peter Nicholls - Pool/Getty Images)

A Wielka Brytania rzeczywiście znajduje się w wielkim kryzysie gospodarczym. Posiada galopującą inflację, zahamowany wzrost w gospodarce, rosnącą liczbę osób żyjących na granicy ubóstwa, groźby rosnącej ilości strajków, rozkład w służbie zdrowia i opiece społecznej, blokady ruchu na granicach, szalejący wciąż Covid i niezałatwioną kwestię uregulowania nielegalnych uchodźców przybywających przez kanał La Manche.

Infrastruktura państwa kruszy się z dnia na dzień. Istnieje też rosnąca obawa, że postępują katastrofalne zaburzenia klimatyczne. Do tego nadchodzi głębokie zaangażowanie w konflikcie gospodarczym i militarnym z Rosją, rosnące parcie Szkotów do niepodległości i walka z Unią Europejską o przyszłość tzw. protokołu północoirlandzkiego.

Natomiast sama sprawa Brexitu jest obecnie dla społeczeństwa zupełnie obojętna. Konserwatyści zaczęli tracić kontrolę, a zarazem poparcie w lokalnych wyborach i sondażach. Po osobistej kompromitacji moralnej Johnsona posłowie konserwatywni wymusili jego rezygnację i umożliwili wybór jego następcy, który efektowniej ma podjąć te wyzwania.

Z początku, z szerokiej puli 10 kandydatów, w której wszyscy byli wyznawcami dogłębnego dokończenia dzieła Brexitu, posłowie konserwatywni wyznaczyli dwóch ostatecznych kandydatów, z których pozostali członkowie partii mają ostatecznie wybrać premiera. Były minister finansów Rishi Sunak uzyskał 137 głosów wśród posłów, a minister spraw zagranicznych Liz Truss 113 głosów. Lecz wobec wyżej wymienionych problemów ciasny elektorat członków partii konserwatywnej wymagał od tych kandydatów bardziej radykalnych, a nawet konfliktowych rozwiązań, niż wymagali posłowie.

Na czoło wysuwa się Liz Truss. Posiada obecnie 62% poparcia w sondażach członków partii, wobec tylko 38% dla Sunaka.  Wzmacnia poparcie wśród członków Partii Konserwatywnej przez utrwalanie mitycznych "zdobyczy Brexitu" i przez ideologiczny powrót do wcześniejsej legendarnej przywódczyni Partii.  Naśladuje we wszystkim Margaret Thatcher - czyli jej ubiór, jej aforyzmy, jej postawę i sposób chodzenia. Pozuje, jak jej poprzedniczka, w czołgu, czy w futrzanej czapce na Kremlu.

Dziennikarze pokpiwali z jej stałego akt hołdu dla Thatcher ("Margaret Thatcher tribute act”), przeciwnicy przezywają ją "ludzkim granatem ręcznym" i pytają kiedy wreszcie wyzwoli się z tego kamuflażu jako niezależna osobowość. "Jestem taka jaką widzicie" - odpowiada. Oczywiście każdy widzi co innego. Zależy czy patrzy realnie, czy przez pryzmat Brexitu.

Bo nad wszystkim rozpościera się, jak ponury cień, mit Brexitu. Niby jest już dokonany i utrwalony przez Borisa Johnsona, ale faktycznie wciąż wymaga pogłębienia, przez, jak mówi Truss, "spalenie wszelkich niepotrzebnych ustaw europejskich", przez dalszą deregulację, przez likwidację umowy opartej o protokół północnoirlandzki, i przez zerwanie z Europejskim Trybunałem Praw Człowieka, co z kolei ma umożliwić zreformowanie obecnych praw człowieka, aby bardziej reprezentowały, nie prawa obywateli, ale interesy rządu.

Ani Liz Truss, ani Rishi Sunak,nie przyjmują do wiadomości, że trudności z ruchem granicznym są wynikiem Brexitu. Jest to przykład zwycięstwa pobożnego życzenia nad prawdą empiryczną. A ostateczną kropką nad "i" pozostaje, zgodnie z umową wyjściową, brak rozumnego rozwiązania najbardziej palącego problemu przyszłości Północnej Irlandii, która pozostaje zarazem w Zjednoczonym Królestwie, jak i w Unii Europejskiej.

Dla Liz Truss przykładem jest Margaret Thatcher, ale to może być tylko kamuflaż... (Fot. Getty Images)

Tu premier Johnson podpisał umowę, której albo nie zrozumiał, albo liczył się z tym, że później wyprze się jej nie przyjmując jej warunków kontroli ruchu towarów między Wielką Brytanią a Północną Irlandią. Oszustwo brytyjskie czy ignorancja? Nieważne. Ważne tylko, że pod żadnym pozorem obecni kandydaci nie mogą przyznać się, że decyzja ta była niesłuszna czy szkodliwa dla brytyjskich interesów.

Kandydaci Liz Truss i Rishi Sunak są spadkobiercami tej mitomanii brexitowej. Muszą liczyć się też z prasą konserwatywną jak "Daily Mail" czy "Daily Telegraph", która podgrzewa temperaturę w rozwinięciu efektów Brexitu. Kandydaci nie widzą ujemnych skutków Brexitu, nie boją się wywołać wojny celnej z Unią, chwalą się wciąż wyjątkowością swoich rzekomych sukcesów w zwalczaniu pandemii.

Przekraczają normy przyzwoitości wobec uchodźców, grożąc wysłaniem ich bezpowrotnie do Rwandy, ignorując zarazem wszelkie międzynarodowe normy zachowania, których Wielka Brytania dotychczas była wzorem. W imieniu obrony Brexitu, rozgrzewają konflikty na tle obyczajowym z imigrantami, ze związkami zawodowymi, ze szkockimi narodowcami, z liberalnymi prawnikami i sędziami, z naukowcami, a przede wszystkim z Unią Europejską, która w obecnym kryzysie agresji rosyjskiej i chińskiej, winna była być najbliższym sprzymierzeńcem Wielkiej Brytanii.

Liz Truss wygrywa ten wyścig, bo najbardziej bezwględnie trzyma się programu nieomylności i kontynuuje politykę mitomanii Borisa Johnsona. Gotowa jest już od września zadłużyć budżet państwowy o dalsze £34mld przez natychmiastowe obniżenie podatków i powiększenie w budżecie wydatków na obronę narodową. W okresie niemal 10-procentowej inflacji i kurczącej się gospodarki te propozycje są wyjątkowo szkodliwe, ale konserwatystom ofiarują optymizm i nadzieję.

Mankamentem jej przeciwnika, Rishi Sunaka, jest to, że mimo jego wiary w te same mity co Truss, stoi jeszcze jedną nogą w świecie realnym i tłumaczy, że jej projekty pozbawione są wszelkiej logiki gospodarczej, zwiększają dług na następne pokolenia i podwyższą koszty kredytu hipotecznego. Torysi nie chcą o tym słyszeć.

Sunak został określony przez prasę konserwatywną jako "zdrajca", który "wbił nóż w plecy” uwielbianego przez nich premiera Johnsona. Bo mimo powszechnego potępienia społecznego, w oczach znacznej części konserwatystów Johnson pozostaje nieskazitelnym bohaterem, który przyniósł im zwycięstwo, a teraz został zdradzony, jak kiedyś Margaret Thatcher, zdradzieckim puczem konserwatywnych ministrów i posłów. To jeszcze jeden mit.

Jak szerszy elektorat brytyjski  oceni zwycięstwo pani Truss i jej przyszłego gabinetu potencjalnych mitomanów? W tej chwili bardziej martwi się kosztem życia codziennego, rosnącym rozkładem w służbie zdrowia i obawą przed groźnymi zmianami klimatycznymi, a nie Brexitem.

Debata o obniżeniu podatków, czy panika z powodu rosnącej ilości nielegalnych uchodźców, nie jest jeszcze dla niego priorytetem. Walka kandydatów toczy się więc w pewnej próżni. Według obecnych sondaży, żaden z kandydatów nie wygra następnych wyborów w roku 2024. Ale to zależyć będzie od atrakcji laburzystowskiego przeciwnika, a Starmer, choć szanowany, nie daje żadnej wizji, która mogłaby ponieść zmęczone społeczeństwo.

Nadchodzi burzliwy okres strajków i dalszych przykładów rozkładającego się ładu społecznego, któremu pani Truss, po swoim prawdopodobnym zwycięstwie, będzie musiała jako premier stawić czoła. Prawdopodobnie pogłębi okres napięć społecznych i politycznych, nadbudowując te konflikty wewnętrzne z nieustającym konfliktem wojennym na Ukrainie. Nie wróży to dobrze najbliższej przyszłości Wielkiej Brytanii. 

*Akolita - z gr. 'towarzyszący, idący za kimś' lub 'iść za kimś, naśladować, towarzyszyć'.

DISCLAIMER: Stwierdzenia i opinie zawarte w tym artykule odzwierciedlają poglądy Autora i nie reprezentują stanowiska redakcji Londynek.net 

Twoja ocena:

Już zagłosowałeś!

Aktualna ocena: 3.41 / 12

Reklama
Reklama

Waluty


Kurs NBP z dnia 28.03.2024
GBP 5.0474 złEUR 4.3191 złUSD 4.0081 złCHF 4.4228 zł
Reklama

Sport


Reklama
Reklama