Złodzieje wzięli na celownik rezydencję lidera zespołu Take That
Jak wynika z najnowszych doniesień, w kwietniu złodzieje wdarli się do rezydencji wokalisty zespołu Take That, mieszczącej się w Cotswold, w hrabstwie Gloucestershire, na południowym zachodzie Anglii.
"The Sun" raportuje, że włamywacze wtargnęli na teren wiejskiej posiadłości o zmroku, dokonując uszkodzenia bramy wjazdowej. Nie jest jasne, czy przestępcy ukradli cenne przedmioty i czy właściciele przebywali wówczas w domu. Piosenkarz miał dostrzec oznaki włamania dopiero nazajutrz. Na miejsce natychmiast wezwano funkcjonariuszy policji. Sprawcy wciąż pozostają na wolności.
Sąsiedzi gwiazdora estrady ujawnili w rozmowie z "The Sun", że w okolicy od przeszło roku grasuje gang włamywaczy. "Słyszeliśmy o innych włamaniach, do których dochodziło na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy. Niedaleko znajduje się kilka dużych rezydencji, a dom pana Barlowa jest jedną z nich. Policja powinna wziąć się do roboty, abyśmy czuli się bezpieczniej we własnych domach" – stwierdził jeden z okolicznych mieszkańców.
"Gary jest wspaniałym sąsiadem i bardzo życzliwą osobą. To doprawdy przygnębiające, że przytrafiło się to tak miłej rodzinie. To dla nas wszystkich poważne ostrzeżenie" – dodał inny.
Barlow nabył posiadłość w 2007 roku za 2,3 mln funtów. Artysta mieszka tam ze swoją żoną Dawn i trójką dzieci – 22-letnim Danielem, 19-letnią Emily i 13-letnią Daisy.
W jednym z ostatnich wywiadów muzyk wrócił wspomnieniami do osobistej tragedii, której doświadczył ponad dekadę temu. W 2012 roku jego czwarte dziecko urodziło się martwe.
"Tak naprawdę nadal nie umiem pogodzić się z tym, co się stało. Nie odnalazłem jeszcze spokoju. (…) To bardzo złożona sytuacja, przez którą nikt z nas nie powinien przechodzić. Ale to nas wzmocniło jako rodzinę, tak sądzę. Był taki moment, w którym zastanawiałem się, czy kiedykolwiek wrócimy do miejsca, w którym byliśmy wcześniej, ale myślę, że już tam dotarliśmy" – wyznał piosenkarz, goszcząc w podcaście "The Imperfects".