Cookie Consent by Privacy Policies Generator website
Menu

Young people from this country also want to emigrate

Young people from this country also want to emigrate
Malowniczo położone Sarajewo - stolica Bośni i Hercegowiny, która jako suwerenne państwo funkcjonuje od marca 1992 roku. (Fot. Thinkstock)
Corruption, unemployment and poor conditions for business - Bosnia and Herzegovina has little to offer its young citizens.
Advertisement
Advertisement
News available in Polish

"Większość studentów chciałaby wyemigrować, najchętniej do Austrii lub Niemiec. Tutaj nie widzimy dla siebie przyszłości" - twierdzi 20-letni student z Sarajewa, Diego. W kraju, który liczy niespełna 3,7 mln mieszkańców, bezrobocie przekracza 44 proc., a wśród młodych sięga 67 proc. 

"Nawet jeśli uda się znaleźć pracę w kraju, zarobki są tu bardzo niskie, a warunki słabe" - tłumaczy chłopak. W Bośni średnia płaca wynosi ok. 400 euro. Tyle zarabia mama Diego, sekretarka w firmie transportowej, która wkrótce zostanie sprywatyzowana. "Ale jej wypłaty są nieregularne. Pensję dostaje raz na dwa-trzy miesiące" - skarży się 20-latek.

Walce z bezrobociem nie sprzyjają wysokie koszty pracy - pracodawcy na składki muszą przeznaczać 68 proc. wynagrodzenia. Hamuje to rozwój firm i napędza szarą strefę. "Pracuje u mnie ok. 40 osób. Ostatnia rzecz, którą chciałbym teraz zrobić, to zatrudnić kogoś nowego" - przyznaje przedsiębiorca i twórca portalu dla osób szukających pracy posao.ba Edin Mehić.

Władze przygotowują reformę rynku pracy, której celem jest uelastycznienie warunków zatrudnienia – informuje doradca premiera federacji muzułmańsko-chorwackiej Goran Miraszczić. Reformie sprzeciwiają się związki zawodowe, głównie te zrzeszające urzędników.

Bez reform krajowi grozić mogą kolejne protesty społeczne, przypominające te, które wybuchły w lutym ub.r. - uważa Miraszczić. Były to największe niepokoje od zakończenia wojny w 1995 r. Protestowano przeciwko bezrobociu, klasie politycznej i korupcji.

Biznesmen Mehić ubolewa, że mimo wysokich składek obywatele nie odczuwają korzyści z tego systemu społecznego. Środki nie trafiają do najbardziej potrzebujących. Pieniądze dostają przede wszystkim weterani wojennych. "System opiera się na prawach, a nie potrzebach" - mówi.

Według Mehicia w BiH liczba biznesmenów jest relatywnie najniższa w Europie. "W kraju, w którym wszystkie dzieciaki chcą pracować w budżetówce, czuję się samotny, będąc przedsiębiorcą" - żartuje.

Wyjaśnia, że posada w budżetówce jest marzeniem trzech czwartych młodych ludzi. Tylko 25 proc. rozważa zatrudnienie w prywatnych firmach.

W sektorze publicznym w muzułmańsko-chorwackiej części BiH zatrudniony jest co czwarty pracujący. Utrata takiej posady jest prawie niemożliwa, gdyż prawo pracy chroni pracowników - dodaje Mehić. Na wypłatę pensji urzędników przeznaczonych jest aż 40 proc. budżetu.

Lejla Ibranović z organizacji walczącej z korupcją Transparency International dodaje, że "wszystkie stanowiska w firmach państwowych są polityczne". "Tworzą się sieci patronackie mające na celu kontrolę instytucji" - dodaje.

"Od lat BiH jest w czołówce krajów z najwyższym poziomem korupcji. Występują tu jej najbardziej niebezpieczne odmiany, czyli korupcja polityczna, co ma wielki wpływ na rozwój społeczno-gospodarczy" - tłumaczy.

"BiH nie wykazuje żadnych oznak funkcjonującego, stabilnego państwa. Elity polityczne są bardzo skorumpowane i zainteresowane jedynie krótkowzrocznymi działaniami, dbaniem o interesy oligarchów i utrzymaniem status quo" - wyjaśnia. Jego zdaniem, media są kontrolowane przez partie polityczne.

Korupcja, którą ułatwia rozbudowany aparat państwowy, sięga nawet uczelni - opowiada Diego. "Nasza profesor ekonomii domaga się łapówek. Jeśli nie bierze się u niej korepetycji, zdanie egzaminu jest niemożliwe" - ubolewa i informuje, że z tego powodu rozważa zmianę kierunku studiów.

Jednak Mehić uważa, że są pewne powody do optymizmu. "Sytuacja się zmienia, ale powoli" - zauważa. Nagrania ze skorumpowanymi urzędnikami umieszczane są na Facebooku lub YouTube. "Dzięki mediom społecznościowym policjanci boją się przyjmować łapówki" - podkreśla.

Do problemów społeczno-gospodarczych, z którymi boryka się młode bałkańskie państwo, unijni dyplomaci pracujący w Sarajewie dodają fakt, że na Bośni nadal ciąży jej wojenna historia. W kraju wciąż utrzymują się podziały etniczne, a wysiłki na rzecz pojednania są niewystarczające.

20 lat po zakończeniu wojny i układzie z Dayton, który oprócz pokoju dał Bośni i Hercegowinie podział na dwie autonomiczne "jednostki państwowe": Republikę Serbską i federację muzułmańsko-chorwacką oraz skomplikowany system władzy hamujący rozwój, w Sarajewie słychać głosy, że konflikt na tle etnicznym może wybuchnąć na nowo.

„Ten kraj wciąż określa jego historia. To zamrożony konflikt. Wiele kwestii nie zostało rozwiązanych w Dayton” - zauważa unijny ambasador w Sarajewie Lars-Gunnar Wigemark.

"W szkołach dzieci nadal uczą się trzech różnych wersji historii, a podziały etniczne są podstawą uprawiania polityki" – twierdzi ok. 30-letnia pracowniczka galerii z Sarajewa, gdzie prezentowana jest wystawa fotograficzna na temat ludobójstwa w Srebrenicy, podczas którego siły bośniackich Serbów wymordowały ponad 7 tys. muzułmańskich mężczyzn i chłopców. W lipcu przypada 20. rocznica tych wydarzeń.

„Niektórzy boją się, że znów wybuchnie wojna. Są sfrustrowani z powodu złej sytuacji gospodarczej, rośnie nienawiść. Wiele osób mówi, że atmosfera jest podobna do tej, która panowała przed początkiem wojny na Bałkanach. Czuć w powietrzu, że to się może znowu stać” - przyznaje w Diego.

"Chociaż wojna skończyła się 20 lat temu, ludzie wciąż sobie nie ufają, a przecież powinniśmy być przyjaciółmi" - podsumowuje.

    Advertisement
    Advertisement
    Rates by NBP, date 04.06.2024
    GBP 5.0403 złEUR 4.2923 złUSD 3.9448 złCHF 4.4067 zł
    Advertisement

    Sport


    Advertisement
    Advertisement