Ryanair emergency landing:
Na pokładzie samolotu linii Ryanair było 180 osób. Wśród nich Marta Supeł, która na co dzień mieszka w Londynie. "W trakcie zniżania nie zdawaliśmy sobie sprawy, że samolot ląduje awaryjnie" - opowiada kobieta redakcji londynek.net.
"Dopiero na płycie lotniska zorientowaliśmy się, że coś jest nie tak. Samolot stanął daleko od terminala. Podjechała do nas karetka, straż pożarna i dwa duże wozy techniczne. Na pokład, a później do kokpitu, weszli ratownicy pogotowia. Nie widać było, co się dzieje, bo wszystko jakby celowo zasłaniał steward" - dodaje kobieta.
Pasażerowie dopiero po kilkudziesięciu minutach od lądowania mogli opuścić pokład. "Nikt nam nie mówił, co się dzieje. O wszystkim dowiedziałam się z... mediów" - dodaje Supeł.
Co takiego stało się na pokładzie maszyny Ryanair, że trzeba było wprowadzić pecedurę awaryjnego lądowania? "Kapitan poczuł się źle, po tym jak zjadł sushi. Doświadczył ciężkiego rozstroju żołądka. Pierwszy oficer bezpiecznie wylądował na lotnisku" - wyjaśnia cytowana przez media Katarzyna Gaborec-McEvoy z Ryanair.
Informację tę potwierdza Magdalena Bojarska, rzeczniczka lotniska w Modlinie. "10 minut przed rozkładowym lądowaniem kapitan zgłosił potrzebę wdrożenia awaryjnej procedury. Maszyna ze 180 osobami na pokładzie bezpiecznie wylądowała na lotnisku w asyście wszystkich służb. Konieczna była interwencja karetki pogotowia" - informuje przedstawicielka podwarszawkiego portu lotniczego, cytowana przez gazeta.pl.