Polski zakazany? Szef brytyjskiego Lidla przeprasza i wyjaśnia
O szkockim oddziale Lidla, w którym pracownikom zakazano mówić po polsku, pisały wszystkie najważniejsze brytyjskie i polskie media. Sprawa tak zbulwersowała polonijną społeczność na Wyspach, że w jej imieniu zainterweniował polski ambasador. 7 listopada Witold Sobków skierował list do dyrektora Lidla na Wielką Brytanię, w którym zauważył m.in., że "zdolność porozumiewania się personelu w różnych językach - w tym po polsku - powinna być postrzegana nie jako problem, lecz element konkurencyjnej przewagi, ponieważ służy lepszej obsłudze klienta".
Odpowiedź od kierownictwa Lidla w Wielkiej Brytanii nadeszła dzisiaj. Reprezentujący firmę Ronny Gottschlich pisze, że pojawiło się mnóstwo mylnych informacji na temat polityki językowej sieci, w związku z czym chciałby to wyjaśnić.
"Fakt, że pracują u nas osoby wielojęzyczne, to dla nas cenny kapitał. Chociaż na co dzień w powszechnym użyciu w Lidlu w Anglii i Szkocji jest język angielski, to jak najbardziej zachęcamy naszych pracowników, aby używali ojczystej mowy, gdy klientami są ich rodacy. Nie wydaliśmy zakazu mówiącego o tym, że w kontaktach z kupującymi nie wolno mówić w swoim języku. Także w czasie przerw naturalnie można się posługiwać językiem ojczystym - prosimy jedynie naszych pracowników, aby mieli wówczas na uwadze innych kolegów, którzy dzielą z nimi służbowe pomieszczenia" - tłumaczy dyrektor Lidl UK.
"Chciałbym przeprosić za powstałe zamieszanie i zapewnić, że bardzo cenimy i szanujemy naszych polskich klientów. Tym samym mam nadzieję, że wyjaśniliśmy zaistniałe nieporozumienie" - kończy swój list Ronny Gottschlich.