Anna Lewandowska, tak jak i w ostatnim czasie Julia Wieniawa, zdecydowała się na cavapoo ze względu na jego rzekomą hipoalergiczność. W ostatniej sesji Q&A na Instagramie żona słynnego piłkarza została zapytana o to, czy ma uczulenie na sierść Belli. Żona piłkarza przyznała, że nie wszystko poszło zgodnie z planem.

"Not bad. Generalnie w drugiej dobie dostałem lekkiej wysypki (nie pytajcie... Myślałam, że się załamię), to była reakcja po zadrapaniu i prawdopodobnie po ślinie. Najważniejsze, że minęło i jest OK" – odpowiedziała influencerka.

Warto zaznaczyć, że formalnie cavapoo nie jest psem rasowym, ale zwykłym mieszańcem. Ani Międzynarodowa Federacja Kynologiczna, ani Związek Kynologiczny w Polsce nie uznają tej rasy jako legalnej. Co za tym idzie, nikt nie nadzoruje jakości hodowli cavapoo. Nie można przewidzieć, jakie cechy będzie mieć pies z takiej pseudohodowli, kiedy dorośnie. Istnieje też ryzyko, że będzie obciążony chorobami genetycznymi. Związek kynologiczny potrzebuje kilkudziesięciu lat, by wytworzyć i ukształtować jednej rasę, tymczasem ta odmiana jest wciąż bardzo młoda.

Lewandowscy zostali skrytykowanie przez wielu aktywistów prozwierzęcych za to, że zdecydowali się właśnie na cavapoo. Zarzucano im nie tylko wspieranie pseudohodowli, ale także sugerowano, że postąpiliby znacznie lepiej, gdyby zaadoptowali psa ze schroniska. Część internautów zapomniała bowiem, że Anna Lewandowska jest uczulona.

Jak się jednak okazuje, żona piłkarza jest także cierpliwa i nie poddaje się zbyt szybko. Nie ma ani jednego słowa o tym, że piesek opuści ich dom.