"Migranci korzystni dla rynków pracy. Pobieranie przez nich benefitów największym mitem"
Paweł Kaczmarczyk z Ośrodka Badań nad Migracjami przekazał, że żyjemy w błędnym przekonaniu, że w Europie kontrolujemy zjawiska migracyjne. Zwrócił uwagę, że obecna polityka jest reaktywna, czyli tylko reaguje na pewne procesy. Przypomniał, że zanim do Europy w 2015 r. zaczęli przybywać masowo migranci, to przez dwa lata przebywali oni w Turcji i można było przewidzieć to zjawisko. "Nie zneutralizowano tego" - podkreślił.
Ekspert zaznaczył, że obecnie brakuje w UE wizji w kontekście migracji. Podkreślał, że przyjmowanie migrantów jest w przeważającej części korzystne dla kraju przyjmującego. "W olbrzymiej większości przypadków migracja jest korzystane dla rynków pracy. To, że migranci nadużywają systemów zabezpieczenia społecznego, jest jednym z większych mitów pojawiających się w przestrzeni publicznej" - wyjaśniał. Dodał, że przyjęcie migrantów może powodować także negatywne skutki dla rynku pracy - np. wypychanie z niego niskowykwalifikowanych pracowników.
Zdaniem Eleny Sanchez-Montijano (CIDOB - Barcelona Centre for International Affairs), potrzebna jest w UE wspólna polityka migracyjna, która uwzględniałaby pewne różnice między krajami członkowskimi. Zwróciła uwagę, że Hiszpania przez wiele lat była otwarta na migrantów; co wynikało z sytuacji na rynku pracy tego kraju. Jak podkreśliła, sytuacja zmieniła się po napływie dużej fali uchodźców.
Dyrektor biura Fundacji im. Friedricha Eberta w Warszawie Knut Dethlefsen uważa, że Polska jest obecnie w podobnej sytuacji jak Niemcy w latach 50. i 60., kiedy z powodu rozwoju gospodarki brakuje rąk do pracy. Przekonywał, że bez sprowadzenia pracowników z innych krajów niemiecka gospodarka nie byłaby tak silna jak dziś.
Jego zdaniem, niemieckie władze popełniły błąd w latach 50., 60. i 70., ponieważ nie wprowadziły polityki integracyjnej dla migrantów. Powodem tego - wyjaśniał - było założenie, że pracownicy będą świadczyć swoje usługi tylko przez jakiś czas, a potem wyjadą do kraju pochodzenia. "Każdy dzień bez polityki integracji jest stracony. Koszty nieintegrowania są o wiele większe niż integrowanie" - zauważył ekspert.
Odniósł się do obaw w związku z przyjmowaniem migrantów, które jego zdaniem wynikają przede wszystkim z obawy o obniżenie standardu życia. "Ludzie boją się, że mogą to wszystko stracić" - wyjaśniał. "Żeby walczyć z ruchem ksenofobicznym należy walczyć z tą niepewnością" - dodał dyrektor.
Prezes Instytutu Spraw Publicznych Jacek Kucharczyk zwrócił uwagę, że należy mówić o tym, iż społeczeństwa przyjmujące migrantów są głównym beneficjentem zjawiska migracji. "To nie jest ciężar dla naszych społeczeństw. Jeżeli spojrzymy na to szerzej, w dłuższej perspektywie czasu, to dla nas korzyść" - zauważył.
Według Sayaki Osanami Torngren (Uniwersytet Malmo), nie można zmuszać migrantów do tego, aby zamieszkali w danym kraju. Ponadto - jak zaznaczyła - kraj, który zdecydował się na przyjęcie uchodźców, powinien w pierwszej kolejności im pomoc i otoczyć opieką. "Przyjmowanie uchodźców nie powinno opierać się o argumenty gospodarcze" - oceniła.
Debatę zorganizowano w ambasadzie Królestwa Niderlandów w Warszawie przy wsparciu PE, Instytutu Spraw Publicznych i Fundacji im. Friedricha Eberta.