Londyn: Metro zatrzymuje się tam, gdzie chce
15
Przepełnione perony, pociągi losowo zatrzymujące się na poszczególnych stacjach, tłumy na przystankach autobusowych - tak wyglądała dzisiaj w godzinach szczytu komunikacja w Londynie. Wczoraj późnym wieczorem rozpoczął się dwudniowy strajk pracowników londyńskiego metra.
Reklama
Reklama
Zakłócenia w ruchu pociągów mogą potrwać nawet do piątku, a kolejny strajk zapowiedziano już na 11 lutego.
W związku z protestami, pociągi metra nie zatrzymują się na wielu stacjach, a w rzeczywistości nawet nie wiadomo, na których. "Według planu, jaki mam przed sobą, pociąg powinien zatrzymać się na stacji Embankment. Powtarzam: powinien. To, czy stacja będzie otwarta, okaże się dopiero, kiedy tam dojedziemy" - informowała przed każdym przystankiem maszynistka pociągu linii District jadącego w kierunku Wimbledonu. "Co za głupia, żenująca lista!" - komentowała, gdy okazywało się, że stacja, która miała nie działać, jest czynna - i na odwrót.
Żeby opanować komunikacyjny paraliż, na ulice Londynu skierowano sto dodatkowych autobusów. To jednak nie wszędzie pomagało. Na przystanku Kew Gardens - gdzie kierują się pasażerowie z okolic Richmond, Ealing Broadway, Hounslow - stoją tłumy, a przepełnione autobusy nie zatrzymują się.
To jednak nie wszystko. Do nietypowej sytuacji doszło w autobusie linii 391. Kierowca, który za późno zorientował się, że zabrał na pokład za dużo pasażerów, kazał niektórym z nich opuścić pojazd na światłach. "Tłumaczył, że ludzie zasłaniają mu lusterko i o wypadek nietrudno. Pięć kobiet - chyba turystek, bo nie mówiły po angielsku - wpadło w histerię i nie chciało wyjść z autobusu!" - opowiadał portalowi londynek.net jeden ze świadków zdarzenia, Ed Besley.
Pracownicy metra protestują przeciwko zamykaniu kas biletowych, co prowadzi do fali zwolnień, która może w sumie objąć niemal 1 000 osób. Operator metra od kilku lat realizuje plan jego automatyzacji.
Odpowiedzialny za transport burmistrz Londynu, Boris Johnson, zapowiedział, że nie przystąpi do rozmów, dopóki związek zawodowy RMT zrzeszający pracowników kolei i transportu morskiego nie zawiesi akcji. Lider RMT Bob Crow wyklucza negocjacje do czasu wstrzymania lub przynajmniej czasowego zawieszenia zwolnień.
Strajk popiera także drugi związek zawodowy TSSA, zrzeszający gównie naziemnych pracowników metra. Lider TSSA Manuel Cortes oskarżył Johnsona o to, że nie zależy mu na rzeczowych negocjacjach ze związkowcami.
Londyńska Izba Handlowa ocenia, że strajk metra przekłada się na dzienną stratę w wysokości 50 mln funtów. Najbardziej poszkodowani będą właściciele sklepów i placówek nastawionych na turystów.
Nieoczekiwany nawrót sztormowej pogody grozi dodatkowymi komplikacjami - do Londynu może być trudniej dojechać pociągami podmiejskimi i dalekobieżnymi. Na niektórych trasach wprowadzono ograniczenia prędkości do 60 km/godz.
W związku z protestami, pociągi metra nie zatrzymują się na wielu stacjach, a w rzeczywistości nawet nie wiadomo, na których. "Według planu, jaki mam przed sobą, pociąg powinien zatrzymać się na stacji Embankment. Powtarzam: powinien. To, czy stacja będzie otwarta, okaże się dopiero, kiedy tam dojedziemy" - informowała przed każdym przystankiem maszynistka pociągu linii District jadącego w kierunku Wimbledonu. "Co za głupia, żenująca lista!" - komentowała, gdy okazywało się, że stacja, która miała nie działać, jest czynna - i na odwrót.
Żeby opanować komunikacyjny paraliż, na ulice Londynu skierowano sto dodatkowych autobusów. To jednak nie wszędzie pomagało. Na przystanku Kew Gardens - gdzie kierują się pasażerowie z okolic Richmond, Ealing Broadway, Hounslow - stoją tłumy, a przepełnione autobusy nie zatrzymują się.
To jednak nie wszystko. Do nietypowej sytuacji doszło w autobusie linii 391. Kierowca, który za późno zorientował się, że zabrał na pokład za dużo pasażerów, kazał niektórym z nich opuścić pojazd na światłach. "Tłumaczył, że ludzie zasłaniają mu lusterko i o wypadek nietrudno. Pięć kobiet - chyba turystek, bo nie mówiły po angielsku - wpadło w histerię i nie chciało wyjść z autobusu!" - opowiadał portalowi londynek.net jeden ze świadków zdarzenia, Ed Besley.
Pracownicy metra protestują przeciwko zamykaniu kas biletowych, co prowadzi do fali zwolnień, która może w sumie objąć niemal 1 000 osób. Operator metra od kilku lat realizuje plan jego automatyzacji.
Odpowiedzialny za transport burmistrz Londynu, Boris Johnson, zapowiedział, że nie przystąpi do rozmów, dopóki związek zawodowy RMT zrzeszający pracowników kolei i transportu morskiego nie zawiesi akcji. Lider RMT Bob Crow wyklucza negocjacje do czasu wstrzymania lub przynajmniej czasowego zawieszenia zwolnień.
Strajk popiera także drugi związek zawodowy TSSA, zrzeszający gównie naziemnych pracowników metra. Lider TSSA Manuel Cortes oskarżył Johnsona o to, że nie zależy mu na rzeczowych negocjacjach ze związkowcami.
Londyńska Izba Handlowa ocenia, że strajk metra przekłada się na dzienną stratę w wysokości 50 mln funtów. Najbardziej poszkodowani będą właściciele sklepów i placówek nastawionych na turystów.
Nieoczekiwany nawrót sztormowej pogody grozi dodatkowymi komplikacjami - do Londynu może być trudniej dojechać pociągami podmiejskimi i dalekobieżnymi. Na niektórych trasach wprowadzono ograniczenia prędkości do 60 km/godz.
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama