Living in London 'poses same risk to health as living in nuclear fallout zone'
Philip Thomas, profesor zarządzania ryzykiem z University of Bristol, stwierdził w rozmowie z "Timesem", że skala zagrożeń dla zdrowia katastrof w Czarnobylu (1986 r.) czy Fukishimie (2011) jest o wiele mniejsza, niż powszechnie się uważa, i nie większa od życia w takim mieście jak Londyn.
Dla celów badawczych naukowcy przeprowadzili symulację wybuchu jądrowego fikcyjnego reaktora w angielskim West Sussex. Ich zdaniem, po zastosowaniu planu reagowania Public Health England, w okolicy pojawiłoby się 1,5 tys. przypadków raka, z czego jedna trzecia byłaby śmiertelna. Po 3 miesiącach od katastrofy poziom promieniowania spadłby do niższego od tego, na jaki Brytyjczycy są narażeni każdego dnia.
"Osoby mieszkające w strefie opadów radioaktywnych ryzykują kilkoma miesiącami spodziewanej długości życia oraz mają większe szanse zapadnięcia na nowotwór. Podobne zagrożenia stwarza zanieczyszczone powietrze stolicy” - można przeczytać w raporcie.
Poziom skażenia w Londynie osiągnął w minionym roku krytyczny poziom – w ciągu zaledwie 5 dni przekroczone zostały unijne normy na rok.
Opublikowane w październiku badanie wykazało, że każdy londyńczyk codziennie narażony jest na działanie najgroźniejszych toksyn. Najgorszą z nich jest pył PM2,5 - zdaniem Światowej Organizacji Zdrowia wyjątkowo szkodliwy dla człowieka. Specjaliści łączą go z chorobami układu oddechowego oraz krążenia. Dzieci wychowywane w takim środowisku są zagrożone astmą i uszkodzeniami płuc.