Katastrofa helikoptera w Pakistanie. Ranny polski ambasador, co najmniej 6 osób nie żyje
Ranny został ponadto ambasador Holandii, zginęli również dwaj pakistańscy piloci.
Do zestrzelenia maszyny przyznali się talibowie, lecz pakistański rząd dementuje te informacje. Zdaniem ministra obrony Khawaja Asifa to był wypadek.
Talibowie ogłosili, że zestrzelili helikopter przy użyciu ręcznej wyrzutni rakietowej, mając nadzieję, że celują w maszynę premiera Nawaza Sharifa. "Nawaz Sharif i jego sojusznicy to nasze najważniejsze cele" - napisał w oświadczeniu ich rzecznik Muhammad Khurasani.
Delegacja dyplomatów i dziennikarzy udała się dzisiaj trzema helikopterami Mi-17 do turystycznego regionu Gilgit-Baltistan w pakistańskim Kaszmirze na uroczystość otwarcia wyciągu narciarskiego. Jeden ze śmigłowców podczas lądowania rozbił się i spadł na budynek szkoły.
Na uroczystości miał przemawiać premier Sharif. Szef rządu podróżował oddzielnie - leciał samolotem i wrócił do Islamabadu zaraz po wypadku. W mieście Gilgit miała odbyć się konferencja prasowa premiera wraz z dyplomatami i dziennikarzami.
Choć talibowie nie działają w regionie Gilgit, często biorą na siebie odpowiedzialność za incydenty, których faktycznie nie byli sprawcami.
Media twierdzą, że na pokładzie Mi-17, który się rozbił, było 11 cudzoziemców, w tym dyplomaci, i sześciu Pakistańczyków. Według świadków w wyniku wypadku szkoła w dolinie Naltar stanęła w ogniu; w szkole były wtedy dzieci.