"Czarny protest" w Polsce i przed siedzibami instytucji UE w Brukseli
Ok. 100 osób, uczestników "czarnego protestu" zgromadziło się dzisiaj po południu na placu przed wejściem do stacji metra Centrum w Warszawie. Zbierano podpisy pod petycją w obronie praw kobiet. Wcześniej postulaty te odczytano przed kilkoma warszawskimi kościołami.
Wbrew wcześniejszym zapowiedziom uczestnicy akcji zorganizowanej w okolicach tzw. patelni przy stacji metra Centrum nie zablokowali wejść do przejścia podziemnego pod rondem w centrum Warszawy. Przy wejściach na stacje metra porządku pilnowali jego pracownicy. W okolicy, jak zazwyczaj, były patrole policjantów.
Uczestnicy "Czarnego protestu" skandowali: "Mamy dość dobrej zmiany", "Chcemy doktora, nie prokuratora". Napisy z hasłami: "Oprócz macicy mamy mózgi", "Decydujemy same".
Na pobliskim pl. Defilad, w ramach akcji "Piekło kobiet" czytano fragmenty felietonów Tadeusza Boya-Żeleńskiego; zgromadziło się tam kilkadziesiąt osób. Co jakiś czas wznoszono okrzyk: "Myślę, czuję, recytuję".
Kilkadziesiąt osób zgromadziło się także przed Rotundą. Niektórzy mieli przypięte do ubrań czarne znaczki z napisem "czarny protest".
Wcześniej warszawskim Traktem Królewskim przeszła "Konferencja Episkopatu Polek". Uczestnicy tej akcji zatrzymywali się przed pięcioma kościołami: św. Krzyża, wizytek, seminaryjnym, św. Anny oraz przed katedrą św. Jana. Odczytywali m.in. postulaty z petycji do rządu, Sejmu i Senatu w obronie praw kobiet, w której domagają się m.in. przestrzegania praw kobiet w ciąży, ścigania przestępstw przeciwko kobietom, wprowadzenia kar za molestowanie, traktowania seksistowskich wypowiedzi jak mowy nienawiści, edukacji seksualnej i wpierania rodziny.
Poniedziałkowe protesty nazwano II Ogólnopolskim Strajkiem Kobiet; pierwszy odbył się 3 października i nazwany był "czarnym protestem" lub "czarnym poniedziałkiem". Był on odpowiedzią na decyzję Sejmu, który 23 września odrzucił projekt liberalizujący przepisy aborcyjne, a do dalszych prac w komisji skierował projekt przewidujący całkowity zakaz i penalizację przerywania ciąży. 6 października został on jednak ostatecznie odrzucony. Jednocześnie rząd zaproponował program wsparcia dla rodzin w trudnej sytuacji, m.in. tych, które wychowują dzieci z niepełnosprawnościami.
Dzisiejsza manifestacja w Brukseli była sygnałem solidarności z "czarnymi protestami", które odbywają się w Polsce. Wśród uczestniczek były przede wszystkim mieszkające w Brukseli Polki, ale także wspierające protest kobiety i mężczyźni innych narodowości, w tym członkinie belgijskich i międzynarodowych organizacji broniących praw kobiet. Większość była ubrana na czarno i miała przy sobie czarne baloniki, które wypuszczono w powietrze.
Na czarnych transparentach widniały hasła w językach polskim, angielskim i francuskim, m.in.: "Polskie kobiety strajkują"; "Moje ciało, mój wybór", "Jestem, czuję, decyduję". Przygotowano także ulotki po angielsku i francusku, informujące o proteście przeciwko planom zaostrzenia polskiej ustawy aborcyjnej.
Był to drugi "czarny protest" w Brukseli. Pierwszy, znacznie liczniejszy, odbył się 3 października, w dniu ogólnopolskich protestów przeciwko obywatelskiemu projektowi zaostrzenia ustawy o aborcji, który kilka dni później został odrzucony przez Sejm.
"Sprawa jeszcze nie jest załatwiona i pewnie nie będzie załatwiona także po tym drugim proteście. Będziemy cały czas pomagać osobom, które są w Polsce w o wiele gorszej sytuacji niż my tutaj, gdzie mamy wolny dostęp do antykoncepcji, wszelkich usług medycznych, a nasze dzieci - do edukacji seksualnej" - wyjaśniła jedna z inicjatorek manifestacji, Anna Kiejna z organizacji Elles sans Frontieres. Dodała, że protest w Brukseli ma zwrócić uwagę społeczności międzynarodowej na sytuację kobiet w Polsce.
Na zakończenie protestu jego uczestniczki przeszły pod budynek Stałego Przedstawicielstwa Polski przy UE.