Coraz więcej osób na Wyspach na "śmieciowych kontraktach"
Raport opublikowany przez Krajowe Biuro Statystyczne (ONS) wywołał dyskusję nad kontrowersyjną formą zatrudniania. Spór o kontrakty zerowe trwa już co najmniej dwa lata. Pomimo większej świadomości pracowników i nagłaśniania problemu w mediach liczba zatrudnionych na podstawie takich kontraktów zamiast maleć – rośnie.
Z wyliczeń wynika, że w zeszłym roku 624 tysiące osób pracowało bez zabezpieczenia minimalnej ilości godzin, w 2015 - już 744 tysięcy. Zjawisko dotyczy większych przedsiębiorstw i korporacji raczej niż małych firm – podaje dziennik „The Guardian”.
W poprzednich latach tego rodzaju umowy były ograniczone do prac, które nie wymagają kwalifikacji, głównie w sprzedaży, sektorze hotelarskim i cateringu. Ostatnio są coraz szerzej stosowane są również w oświacie, służbie zdrowia, sporcie i wypoczynku. ONS ustalił, że 40% zatrudnionych na podstawie zerowych kontraktów chciałoby pracować więcej godzin niż im to oferują szefowie firm.
Osobom zatrudnionym na kontraktach zerowych płaci się tylko za przepracowane godziny. Nie otrzymują one natomiast wynagrodzenia za przestoje firmy, okresy urlopowe, długie weekendy czy zwolnienia chorobowe.
Opinie o kontraktach zerowych są podzielone. Krytykuje się je głównie za to, że umożliwiają przełożonym eksploatowanie swoich podwładnych. Obrońcy takich umów tłumaczą z kolei, że w świetle kryzysu w kraju może to być jedyna nadzieja na utrzymanie się na brytyjskim rynku pracy.
Dla porównania, w 2012 roku na zerowych kontraktach zatrudnionych było 200 tys. pracowników, w 2005 roku - 55 tys. Brytyjskie ministerstwo pracy podaje, że na krajowym rynku jest około 31 mln pracowników.