Amerykańscy żołnierze poznają Mazury i uczą się polskiego
Zdaniem st. kaprala Piotra Drwala, który jest jednym z trzech żołnierzy polskiego pochodzenia służących w stacjonującym w Bemowie Piskim k. Orzysza oddziale kawalerii pancernej USA, jego amerykańscy koledzy mają bardzo dobre wrażenia z dotychczasowego pobytu i kontaktów z mieszkańcami.
Jak przekazał, już pierwsze dni po przyjeździe były miłym zaskoczeniem. Amerykanie nie wiedzieli, jakie warunki czekają ich w nowym miejscu. Podczas pobytu na Łotwie spali w namiotach, więc spodziewali się, że tutaj może być podobnie. Okazało się, że zostali zakwaterowani w budynkach koszarowych, które - w ich ocenie - są bardzo dobrze wyposażone, a miejscowa stołówka szybko dostosowała się do amerykańskich gustów.
Większość czasu spędzają na poligonie i ćwiczeniach. W weekendy mają możliwość wyjścia na przepustki, które początkowo były dla nich głównie okazją, żeby zrobić zakupy i poznać najbliższą okolicę.
Potem zaczęli odwiedzać inne miejscowości na Mazurach, organizować tzw. "wycieczki kulturowe". Wielu zwiedziło "Wilczy Szaniec" w Gierłoży czy Twierdzę Boyen w Giżycku. Kolegów ze swojej baterii Drwal namówił na wyjazd do Białegostoku na mecz Jagiellonii, bo - jak tłumaczył - wcześniej nie wiedzieli zbyt wiele o piłce nożnej.
Wielu amerykańskich żołnierzy nauczyło się już kilku podstawowych słów po polsku. Przyznają, że to dla nich bardzo trudny język, ale tłumacz jest przydzielony do każdej kompanii. Niektórzy zapamiętali nawet fragmenty refrenu polskiego hymnu, bo oddziały z wielonarodowej grupy batalionowej NATO uczestniczyły już w wielu oficjalnych uroczystościach.
Amerykanie podkreślają, że są pod wrażeniem serdeczności ze strony Polaków, których spotykają. "Ludzie są tutaj mili, bardzo przyjaźni. Gdy idziesz do miasta i spotykasz ludzi, to machają do ciebie i odwdzięczają się uśmiechem" - przekazał sierż. Lazarus Mtunguja z Waszyngtonu.
Żołnierze zachwalają też krajobraz Mazur, okoliczne lasy i jeziora. Jak żartują, jedyne, co im się tutaj nie podoba, to komary. "Pogoda jest w zasadzie taka sama jak u mnie w domu. W moich rodzinnych stronach jest natomiast pełno gór. Tu jest trochę płasko" - powiedział sierż. Joshua Hadley, który pochodzi z Vermont.
Dla władz samorządowych Orzysza stacjonowanie oddziałów NATO to szansa na rozwój i promocję tego niewielkiego miasteczka, które w przyszłości chce zyskać miano "wojskowej stolicy Polski".