Kosmicznie lekki obiad!
Co nie znaczy, że bez kalorii...
Reklama
Reklama
Każdy turysta wie, co znaczy ciężki plecak, zwłaszcza, gdy część bagażu stanowią ciężkie termosy i mięsne puszki. Na ratunek turystycznym kręgosłupom przyszła żywność liofilizowana. Obiad może ważyć 150 gramów i być tak wartościowy, jak normalny domowy posiłek. Wszystko za sprawą liofilizacji, która na dobre wpisała się na listę obowiązkowych turystycznych gadżetów.
"Zalewasz torebkę wrzątkiem, czekasz kilka minut i zajadasz. Nie potrzeba nawet talerza. Jeśli siedzisz w namiocie na półce skalnej, a wokół szaleje śnieżyca, to nie masz głowy by przygotowywać wykwintne potrawy" - wyjaśnia Krzysztof Dołęgowski, właściciel sklepu turystycznego.
Liofilizowana żywność to taka, która podczas specjalnej obróbki termicznej, a dokładniej głębokiego mrożenia, traci wodę. Następnym krokiem jest dosuszanie w temperaturze 40-50 stopni. W końcowym efekcie posiłek liofilizowany zawiera maksymalnie 2 proc. wody. Takie wysuszone dane wystarczy później zalać wodą, gorącą lub chłodną i odczekać 10-15 minut, aż woda się wchłonie. Wówczas pełnowartościowy posiłek jest już gotowy.
Za sprawą liofilizacji potrawy zachowują swój kształt, kolor, zapach i wartości odżywcze. Dzięki braku wody, jedzenie nie tylko jest lekkie, ale i odporne na psucie. Nie zawiera żadnych konserwantów. Liofilizaty można przechowywać nawet kilka lat.
Wśród liofilizatów można znaleźć typowe domowe dania. Na wyprawie można więc zjeść gulasz z ziemniaczanym pure, risotto, zupę pomidorową, kurczaka curry czy makaron z serem i grzybami. Dostać można także liofilizowane desery, jak na przykład mus czekolady z kawałkami czekolady czy waniliowy pudding. W ofertach niektórych firm jest nawet liofilizowane wino.
Początkowo żywność liofilizowana opracowana była z myślą o kosmonautach. Jednak wraz z pojawieniem się na rynku lekkiej żywności zainteresowali się nią himalaiści i podróżnicy.
"Zalewasz torebkę wrzątkiem, czekasz kilka minut i zajadasz. Nie potrzeba nawet talerza. Jeśli siedzisz w namiocie na półce skalnej, a wokół szaleje śnieżyca, to nie masz głowy by przygotowywać wykwintne potrawy" - wyjaśnia Krzysztof Dołęgowski, właściciel sklepu turystycznego.
Liofilizowana żywność to taka, która podczas specjalnej obróbki termicznej, a dokładniej głębokiego mrożenia, traci wodę. Następnym krokiem jest dosuszanie w temperaturze 40-50 stopni. W końcowym efekcie posiłek liofilizowany zawiera maksymalnie 2 proc. wody. Takie wysuszone dane wystarczy później zalać wodą, gorącą lub chłodną i odczekać 10-15 minut, aż woda się wchłonie. Wówczas pełnowartościowy posiłek jest już gotowy.
Za sprawą liofilizacji potrawy zachowują swój kształt, kolor, zapach i wartości odżywcze. Dzięki braku wody, jedzenie nie tylko jest lekkie, ale i odporne na psucie. Nie zawiera żadnych konserwantów. Liofilizaty można przechowywać nawet kilka lat.
Wśród liofilizatów można znaleźć typowe domowe dania. Na wyprawie można więc zjeść gulasz z ziemniaczanym pure, risotto, zupę pomidorową, kurczaka curry czy makaron z serem i grzybami. Dostać można także liofilizowane desery, jak na przykład mus czekolady z kawałkami czekolady czy waniliowy pudding. W ofertach niektórych firm jest nawet liofilizowane wino.
Początkowo żywność liofilizowana opracowana była z myślą o kosmonautach. Jednak wraz z pojawieniem się na rynku lekkiej żywności zainteresowali się nią himalaiści i podróżnicy.