Cookie Consent by Privacy Policies Generator website
Menu

Jaki jest najlepszy prezent dla dziecka?

Jaki jest najlepszy prezent dla dziecka?
Życzymy wszystkim dzieciom wszystkigo najlepszego z okazji ich święta! (Fot. Thinkstock)
To wcale nie zabawki!
Reklama
Reklama

"To, co działo się w domu było trudne, ale najtrudniejszy był brak wiary w siebie" - twierdzi Dawid Juszczyszyn. W dzieciństwie wychowywał się w domu, gdzie był problem alkoholowy i przemoc. Dziś jest dyrektorem fundacji "Możesz inaczej" i sam pomaga innym.

Chcąc sprawić dziecku przyjemność zazwyczaj myślimy o tym, jaką zabawkę mu kupić. Nie to jednak jest ważne, tylko pomocna dłoń albo czas na odkrywanie jego uzdolnień. Mały gest może zmienić czyjeś życie, tak jak było to w przypadku Dawida Juszczyszyna. Jego historia pokazuje, że nawet z najgorszej sytuacji można wyjść zwycięsko.

Wychowywał się w domu z matką i jej konkubentem, którzy nadużywali alkoholu. W jednopokojowym mieszkaniu przewijali się obcy ludzie. Każda impreza zakrapiana była alkoholem. Po nich przychodziły awantury. Żyli ze skromnej renty matki, która i tak przeznaczana była właśnie na trunki.

"Często chodziłem zaniedbany i głodny. Z tego powodu w szkole byłem wyśmiewany. Brak poczucia jakiegokolwiek bezpieczeństwa. W takich warunkach, jako dziecku, było mi bardzo ciężko" - wspomina Juszczyszyn, który już wtedy uciekał z domu w poszukiwaniu ciszy i spokoju.

Dawid doświadczył też przemocy ze strony konkubenta matki. Postanowił zgłosić sprawę do sądu. "Co gorsze musiałem się z nim konfrontować i dostawałem kolejne groźby. Trwało to trzy lata, zanim zapadł wyrok w zawieszeniu" - żali się Juszczyszyn. Wówczas postanowił na dobre wyprowadzić się z domu. Pracował w kotłowni przy sklepie, więc miał środki na zaspokojenie podstawowych potrzeb. W ten sposób uczył się też odpowiedzialności i tego, że jeśli sam czegoś nie zdobędzie, nikt mu tego nie da.

Wtedy zaczęli pojawiać się pierwsi pomocni ludzie. "Ktoś zaprosił mnie do domu na herbatę, ktoś poczęstował kanapką, inny kupił spodnie czy buty" - wylicza Juszczyszyn i przyznaje, że honor nie pozwolił mu prosić o pomoc, a że to była mała miejscowość, ludzie wiele o sobie wiedzieli.

Po szkole zawodowej poszedł do technikum. Zrobił to, mimo braku wiary w siebie - inni go namawiali, a nawet pomogli w nauce. Dwa razy nie zdał matury. Przeprowadził się i zmienił pracę. Otrzymał też pokój w zamian za pracę z dziećmi. Wówczas postanowił trzeci raz podejść do matury.

"Jak tylko dowiedziałem się, że zdałem, od razu zdecydowałem, że pójdę na studia. Pierwszy raz uwierzyłem sam w siebie. Uznałem, że czas oddać to, co otrzymałem od ludzi, którzy we mnie wierzyli" - tłumaczy. I tak poszedł na studia, ale szybko - w obawie, że sobie nie poradzi - zrezygnował. "Ci dobrzy ludzie, na których cały czas trafiałem dalej mnie namawiali, wierzyli we mnie. Zdałem. Wtedy poczułem, że jestem w stanie zrobić więcej, niż mi się wydaje. Myślenie, że nic nie potrafię siedziało tylko w mojej głowie" - wspomina.

Na czwartym roku studiów pedagogicznych dostał propozycję pracy z dziećmi w świetlicy socjoterapeutycznej. Odmówił, lecz za pół roku zadzwonił telefon z wciąż aktualną propozycją. Tym razem, mimo że bał się, że nie pogodzi studiów dziennych z pracą, dał się na nią namówić.

"To wszystko dlatego, że ludzie dalej mi pomagali, zapewniali mi jedzenie, ubrania, środki czystości. Dzięki nim czułem, że tych studiów nie robię sam" - opowiada. Kiedy zobaczył piwnicę, w której miałyby odbywać się zajęcia, postanowił ją odświeżyć, gdyż to co zobaczył, te warunki, kojarzyły mu się z "domem". "Znowu znaleźli się ludzie, którzy bez problemu pomogli mi ją odnowić" - dodaje.

I tak Juszczyszyn obronił tytuł magistra, pracował w świetlicy i pomagał w hospicjum. "Na dziesięciolecie działalności chcieliśmy zbudować wolnostojący, samodzielny dom. Znaleźliśmy porzucony budynek w Zielonej Górze, który odnowiliśmy, choć nie dawano wiary, że nam się uda. Jednak zbieraliśmy podpisy na budowę Dziennego Ośrodka Młodzieży z budżetu obywatelskiego i urząd miasta go wyremontował" - wspomina.

W DOM-u prowadzone są warsztaty na różne tematy - od poznania siebie po uzależnienia, budowanie poczucia własnej wartości czy jak radzić sobie z agresją i przemocą. "W młodych ludziach zaszczepiamy to, że też mogą żyć inaczej - nie muszą, lecz mają wybór. Dlatego tak nazywa się fundacja" - podkreśla prezes Fundacji "Możesz inaczej".

Nadrzędnym celem zielonogórskiej fundacji jest wspieranie dzieci, młodzieży i dorosłych, ale nie tylko. "Dostaliśmy dużo wsparcia od ludzi starszych, dlatego postanowiliśmy w ramach wdzięczności oddać budynek seniorom i postarać się o zbudowanie domu wielopokoleniowego. Wolontariat wspierają osoby młode, ale też osoby starsze, np. gotując, są niczym babcie. Dom wielopokoleniowy, mam nadzieję, że to coś trwałego, radosnego. Choć w pewnym momencie przyjdzie śmierć, ale przez nią też będziemy uczyć szacunku do życia" - tłumaczy.

"Dziecko dorastające w rodzinie z alkoholem i przemocą, automatycznie ma niskie poczucie wartości. To, co działo się w domu było trudne, ale najtrudniejszy był brak wiary w siebie. Wiele lat przepracowywałem w sobie system wartości. Dlaczego to mnie spotkało w życiu? Nigdy nie znalazłem odpowiedzi albo odpowiedź była dołująca. Pytanie powinno brzmieć - po co? Po to, żebyś dziś był tu, gdzie jesteś i robił to, co robisz. Później nauczyłem się, że gdyby nie to, moje życie wyglądałoby inaczej. Mimo wszystko, wygrałem los na loterii życia. Paradoksalnie jestem wdzięczny za to, co mnie spotkało w życiu. To cierpienie bardzo mnie uszlachetniło jako człowieka" - kwituje Juszczyszyn, który dziś jest szczęśliwym mężem i ojcem dwóch córek.

Reklama
Reklama

Waluty


Kurs NBP z dnia 24.04.2024
GBP 5.0220 złEUR 4.3177 złUSD 4.0417 złCHF 4.4202 zł
Reklama

Sport


Reklama
Reklama